Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historie odnalezione Andrzeja Kobalczyka: Szantażysta groził śmiercią fabrykantowi i ziemianinowi

Andrzej Kobalczyk
Wjazd do Tomaszowa od strony Piotrkowa (lata 30. ub. wieku). Zbiory Mariana Fronczkowskiego
Wjazd do Tomaszowa od strony Piotrkowa (lata 30. ub. wieku). Zbiory Mariana Fronczkowskiego
O szantażyście w międzywojennym Tomaszowie Maz. pisze Andrzej Kobalczyk.

„Wielkie wrażenie w mieście wywarła wiadomość o szantażu, jakiego dopuszczono się wobec dyrektora jednego z najpoważniejszych tomaszowskich zakładów przemysłowych. Dyrektor tej firmy otrzymał pocztą list anonimowy z żądaniem wypłacenia w ciągu kilku godzin zł. 2.000. W razie niezastosowania się do tego polecenia autor listu groził śmiercią dyrektorowi i jego żonie”.

Szczegóły tej bulwersującej sprawy podał łódzki dziennik „Ilustrowana Republika" w wydaniu z 28 października 1934 roku. Napisano w nim, że szantażysta domagał się złożenia tej dużej, jak na tamte czasy, sumy w restauracji Gila, mieszczącej się przy Szosie Warszawskiej (odcinek dzisiejszej ul. Warszawskiej od skrzyżowania z ul. Szeroką aż za tory kolejowe). Mimo wszystko szantażowany dyrektor nie uległ groźbom i skontaktował się z komisarzem tomaszowskiej policji.

Polecił on dyrektorowi, by przesłał do wspomnianej restauracji paczkę imitującą gruby plik banknotów. Jednocześnie restauracja została obstawiona przez policjantów. O określonej przez szantażystę godzinie zjawiło się w niej trzech chłopców, którzy zażądali wydania paczki. Restaurator zastosował się do żądania. Wówczas chłopcy udali się w kierunku miasta. Za nimi podążali wywiadowcy.

Jednak szantażysta, który obserwował chłopców niosących tę paczkę, zauważył, że są śledzeni i nie zjawił się po odbiór pieniędzy obok restauracji Kompy przy Placu Kościuszki, gdzie się z nimi umówił.

Rozpoznany w albumie przestępców

Czując, że w Tomaszowie grunt pali mu się pod nogami szantażysta postanowił kontynuować swój proceder na terenie sąsiedniego powiatu rawskiego. Wysłał podobny anonim do właściciela ziemskiego w Glinniku – Ożarskiego. Również jemu i jego rodzinie groził śmiercią. I chociaż także tutaj poniósł fiasko, to dzięki swojej przebiegłości i ostrożności znów nie wpadł w ręce stróżów prawa.

Władze policyjne ustaliły, że list do Ożarskiego doręczył jakiś furman tomaszowski, który miał zgłosić się po odbiór pieniędzy do sklepu Ulfa przy ulicy Spalskiej. Furman, wzięty w krzyżowy ogień pytań, zeznał, że list do Ożarskiego szantażysta pisał u krawca Taurowicza, zamieszkałego przy ul. Władysławskiej (dziś ul. Hugona Kołłątaja). Był on już znany tomaszowskiej policji m.in. ze współudziału w dokonanej dwa lata wcześniej głośnej kradzieży sukna z tomaszowskiej fabryki Matys, Jakubowski i S-ka.

Aresztowany przez policję Taurowicz potwierdził zeznania furmana, ale nie chciał podać nazwiska szantażysty. Oświadczył tylko, że poznał go w więzieniu w Piotrkowie, gdzie odsiadywał karę za różnie przestępstwa.

W końcu jednak przesłuchiwany krawiec rozpoznał szantażystę w okazanym mu albumie z fotografiami przestępców. Okazał się nim 23-letni Władysław Piaskowski. Rozesłano za nim listy gończe, w wyniku czego Wł. Piaskowski został ujęty w Piotrkowie Trybunalskim i osadzony w tamtejszym więzieniu.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tomaszowmazowiecki.naszemiasto.pl Nasze Miasto