Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nielegalna hodowla kóz utrudnia życie mieszkańcom części Rokicin

wola
Od kilku lat mieszkańcy ulicy Południowej i sąsiednich ulic w Rokicinach Kolonii walczą o likwidację nielegalnej i niezwykle męczącej hodowli kóz. Dziś narzekają już głównie na opieszałość urzędniczą w tej sprawie

Gdy pięć lat temu za płotem u sąsiada pojawiła się jedna mała kózka, nawet się ucieszyłam, przez płot można ją było dokarmiać. Nie przyszło mi do głowy, że za kilka lat kilkadziesiąt kóz sąsiada nie da mi spokojnie żyć, a wzdłuż posesji stanie kilkumetrowy betonowy płot, który zagrodzi nas jak w jakimś getcie - mówi Anna Lolo, mieszkanka ulicy Południowej w Rokicinach Kolonii.
W ścisłej zabudowie domków jednorodzinnych, na jednej z niewielkich działek, bo liczącej zaledwie ponad 5 arów, sąsiad założył hodowlę kóz. W szczycie sąsiedzi, dla których takie sąsiedztwo to prawdziwa zmora, doliczyli się ponad czterdziestu sztuk, od młodych kózek, po dorodne kozły. Zwierzęta plączą się po całej ciasnej, zagraconej posesji, często przez bramę wypuszczane są na ulice.
- Proszę sobie wyobrazić ten smród wchodzący na nasze podwórze, gdy ostatnio były ponad trzydziestostopniowe upały. Nie było mowy, by wnuki mogły wyjść na dwór i choćby wykąpać się w basenie - denerwuje się pan Jan Lolo. Jego zdaniem, podobnie jak wielu innych mieszkańców służby, które powinny pilnować porządku i spokoju mieszkańców gminy działają opieszale. A powinny radykalnie.
Pod pismami w tej sprawie skierowanymi do wszelkich możliwych instytucji policji podpisuje się kilkudziesięciu mieszkańców ulic Południowej, Słonecznej i Świerczewskiego. Niektórzy graniczą bezpośrednio z działką pana R. niektórzy mieszkają nieco dalej, ale także odczuwają skutki jego dzikiej hodowli. Płynne i stałe odchody zwierząt zalegają na podwórku, w jednej z wiat jest płyta gnojna, z której gnojówka trafia na ulice.
Robactwo, szczury, smród, poobgryzane rośliny przy bramach, gdy zwierzęta wychodzą na ulicę. Do tego dochodzi agresja sąsiada i złośliwość, bo czym jest wypuszczanie zwierząt na ulicę o wczesnych rannych godzinach? Równie trudną sytuację mają ci sąsiedzi, których domy stykają się z prowizorycznymi zabudowaniami gospodarczymi R.
Tutaj nikt też nie ma wątpliwości, że niewygodny sąsiad nie jest zdrowy psychicznie, sam zresztą podczas awantur często podkreśla, że nikt nic mu nie zrobi, bo ma żółte papiery. Na leczenie do zakładu zamkniętego trafiła już jego matka i brat. Oboje przez lata utrudniali życie mieszkańcom tej dzielnicy.
Sprawę dodatkowo komplikuje zachowanie R., który zwykle ze spokojem zgadza się na mandaty, na przenosiny zwierząt, przyjmuje wszystkie wnioski, a potem ich nie wykonuje i nie płaci. Miał m.in. nakaz rozbiórki jednego z budynków gospodarczych wydany przez nadzór budowlany do dziś nie wykonany, mandat wystawiony przez powiatowy inspektorat weterynarii do dziś nie zapłacony. Sam zgodził się na warunki zaproponowane przez gminę dotyczące przenosin stada poza teren zabudowany. Przenosiny miały odbyć się do końca marca, gmina znalazła nawet stodołę pod lasem, której właścicielka zgodziła się na przyjęcie zwierząt. I co? I nic się nie zmieniło.
Krzysztof Zając, powiatowy lekarz weterynarii, który zna sprawę z Rokicin przyznaje, że do tej pory nie wydał decyzji o czasowym odebraniu właścicielowi zwierząt po konsultacjach z władzami gminy. - Do tej pory wszyscy mieliśmy nadzieję, że sprawę uda się załatwić pokojowo, właściciel nawet w pewnym momencie ograniczył liczebność stada do kilkunastu zwierząt, ale nie zdecydował się ich przenieść poza teren zabudowany- mówi lekarz i dodaje, że każda hodowla powyżej dwóch sztuk zwierząt powinna zostać zgłoszona do odpowiednich służb.
Weterynarz dodaje także, że wszystkie zwierzęta są w bardzo dobrym stanie, dokarmione, zadbane, nie można mówić o znęcaniu czy zaniedbywaniu w opiece nad nimi, inną sprawą są warunki, w jakich zwierzęta mieszkają.
Barbara Robak, wójt gminy Rokiciny przyznaje, że konflikt z ulicy Południowej to wyjątkowo trudna do rozwikłania sprawa.
- Rozumiem rozgoryczenie mieszkańców z powodu takiego sąsiada, wielokrotnie podejmowaliśmy rozmowy, organizowaliśmy spotkania, podpisywaliśmy ugody, decyzje, wnioski o ukaranie. Jak widać bez efektu. Możliwości gminy w tym zakresie już się kończą. Oczywiście jeśli pan R. zdecyduje się wyprowadzić zwierzęta pod las, nadal możemy mu w tym pomóc. Z drugiej strony ten mężczyzna z tych kóz się utrzymuje, nie jest na garnuszku gminy. Trudno przewidzieć, co się z nim stanie, jeśli zwierzęta mu zupełnie odbierzemy. Ja mogę jeszcze zaproponować mieszkańcom dochodzenie swoich praw w sądzie na drodze cywilnej - dodaje pani wójt.
Gdy przedstawiciele Dziennika Łódzkiego byli na miejscu w Rokicinach, pana R. nie było w domu, nie udało się z nim skontaktować.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tomaszowmazowiecki.naszemiasto.pl Nasze Miasto