18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rodzinny Dom Dziecka w Luboszewach oskarżany o przemoc

Beata Dobrzyńska
Zarzuty stawiane przez byłą pracownicę rodzinnego domu dziecka w Luboszewach są szokujące. Dyrektorka twierdzi, że to kłamstwa i manipulacja.

"Rodzinny dom dziecka powinien stanowić namiastkę normalnego rodzinnego domu(...), powinien stwarzać dzieciom warunki do prawidłowego rozwoju, szczególnie emocjonalnego poprzez zapewnienie poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji życiowej. Rodzinny Dom Dziecka w Luboszewach nie wywiązuje się ze swoich zadań. Jest to dom pełen przemocy i agresji" - czytamy w skardze, która kilka miesięcy temu trafiła na biurko Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie oraz do policji.
"W rodzinnym domu dziecka w Luboszewach dzieci są źle traktowane, wykorzystywane, stosowana jest przemoc fizyczna i psychiczna, nie zaspokajane są elementarne potrzeby poczucia bezpieczeństwa i akceptacji. Wręcz przeciwnie, dzieci są poniżane, stosowane jest wobec nich słownictwo oraz przejawiane są zachowania uwłaczające ich godności" - czytamy dalej.

Zarzuty, które stawia się dyrektorce domu dziecka w Luboszewach Jolancie Tyczce mogą zjeżyć włos na głowie. Dzieci miały być obrażane, przezywane, szantażowane emocjonalnie, popychane i poklepywane, miał się zdarzyć przypadek przywiązywania do drzewa jednej dziewczynki. Dzieci miały być świadkami picia alkoholu, a jedzenia miało być zamykane w szafach na klucz. W domu zaś obowiązuje podział na dwie kuchnie, osobna dla domowników i wychowanków.

Chciała, by dały sobie w życiu radę

Jolanta Tyczka, dyrektorka Rodzinnego Domu Dziecka w Luboszewach, chętnie zgadza się na rozmowę. Dziwi się, że media, które wcześniej zajmowały się tematem nie zapytały jej o zdanie. - Dziennikarze z telewizji zaatakowali mnie pytaniami na schodach i nie dali dojść do słowa. A ja naprawdę nie mam sobie nic do zarzucenia i pomimo tego, co wysłuchuję, nie żałuję ani jednej z chwil, które poświęciłam dzieciom, by miały w życiu lepiej - mówi pani Jolanta i dodaje, że tłumaczy się z rzeczy, które dzieją się w wielu domach. - To dobrze, że dzieci umieją sobie ugotować, zrobić śniadanie, posprzątać po sobie, pomóc w prowadzeniu ogródka. Przezywanie, krzyki, popychanie między wychowankami? Zdarzają się w każdym domu, zwłaszcza gdy jest liczne rodzeństwo. Ja dziś mam ośmioro podopiecznych, z których najmłodsze jest w piątej klasie. To przecież młodzież, którą trzeba opanować i wychowywać.

Pani Jolanta dziwi się, że te wszystkie skargi wypisuje była pracownica, która przez trzy lata tu pracowała, nic złego w domu nie widziała i bardzo zżyła się z dziećmi. - Zresztą dzieci do dziś ją pamiętają i pytają, dlaczego ona teraz takie rzeczy opowiada?

Z domu pani Jolanty wyszło przez te lata dziesięcioro pełnoletnich. - Żaden z nich nie jest na garnuszku państwa. Nauczyłam ich samodzielności, zawodu. Dziś zakładają rodziny i dobrze żyją. Jedna z dziewczyn jest nawet kierowniczką w banku - uśmiecha się dyrektorka.

Pracownicy najpierw rozpytali dzieci

Andrzej Więckowski, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Tomaszowie, zapewnia, że natychmiast, gdy na jego biurko trafiła skarga na działalność domu w Luboszewach, wysłał swoje pracownice, by wstępnie sprawdziły prawdziwość stawianych zarzutów.
- Moje pracownice spotkały się z dziećmi na gruncie neutralnym, czyli w szkole w obecności pedagoga, jeszcze zanim o skardze została powiadomiona pani dyrektor i rozpytały dzieci, czy dochodzi w domu do jakichś niepokojących zdarzeń. Nie było więc mowy, by dzieci zostały wcześniej przygotowane do rozmowy z nami - mówi dyrektor Więckowski. - Jedyne, co potwierdziły to, że syn pani dyrektor szturchał i klepał niektóre. Z drugiej strony dzieci zapewniały, że chłopak opiekuje się nimi, odrabia z nimi lekcje, staje w obronie. Kategorycznie upomniałem dyrektorkę, by do takich sytuacji nie dopuszczała.

Adoptowali i po kilku miesiącach oddali
Ale skarga na działalność domu to nie jedyny problem placówki. Kilka lat temu z tego domu rodzina spod Warszawy adoptowała rodzeństwo Wiktorię i Huberta, dzieci, które do Luboszew trafiły z patologicznej rodziny. Rodzice adopcyjni po kilku miesiącach oddali dzieci, twierdząc, że zostali oszukani. Grzeczne i sympatyczne dzieci, jak miało wynikać z opinii przygotowanych przez dyrektorkę domu dziecka, okazały się niegrzeczne, krąbrne, niezrównoważone, zachowały się agresywnie. Adopcyjni rodzice poczuli się zagrożeni, że dzieci czyhają na ich życie. Jak dziś twierdzą, sąd rozwiązał stosunek adopcyjny. Dzieci są pod opieką Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Pruszkowie i nadal nie mają prawdziwego domu.

Dyrektorka Jolanta Tyczka sama nie potrafi zrozumieć, dlaczego tak się stało, że dzieci zostały oddane. - Z moich obserwacji i doświadczeń wynika, że dzieci z trudnych rodzin, gdy trafiają do nowych domów potrzebują wielu miesięcy, by się zaadoptować. Dzieci, które trafiały do mnie, przez wiele miesięcy potrafiły mnie testować, na jak dużo mogą sobie pozwolić - mówi dyrektorka. - Tak samo było z Wiktorią i Hubertem. Dzieci trafiły do mnie, gdy były w zerówce i pierwszej klasie. Miałam je pod opieką półtora roku, a ponieważ miały uregulowaną sytuację prawną, zgłosiłam je do adopcji. Gdy przygotowywałam opinię, na pewno zaznaczyłam, z jakiego środowiska dzieci pochodzą, ale opisywałam także postępy, jakie zrobiły w czasie pobytu u mnie, że lepiej się uczą, lepiej zachowują. Pozytywną opinię wystawił też niezależny ośrodek diagnostyczny w Piotrkowie. Bardzo się cieszyłam, że dzieci znajdą taką rodzinę, która da im szansę na dobrą przyszłość. Miały chodzić do prywatnej szkoły, mieć logopedę, terapeutę. Pamiętam też, że rodzice mieli szansę kilkakrotnie poznać dzieci, m.in. na turnusie w wakacje oraz podczas tzw. urlopowania, na które zgadza się sąd przed decyzją o adopcji. Byłam w szoku, gdy dowiedziałam się, że dzieci znów są w pogotowiu opiekuńczym.

Nie ma podstaw, by odebrać im dzieci
Swoje postępowanie przeprowadzili także tomaszowscy kuratorzy, którzy opiekują się rodziną. Wnioskami z kontroli podzielili się w miniony piątek podczas spotkania w starostwie z przedstawicielami PCPR i zarządu powiatu. Z ich relacji wynika, że rozmawiano zarówno z dziećmi, sąsiadami, niektórymi rodzicami dzieci, nauczycielami w szkołach i nikt nie potwierdził, by w tym domu działo się coś złego.
Także sąd rodzinny, który zbadał sprawę, nie widział podstaw, by zabrać dzieci z tego domu. Postanowienie o tym wydał 19 maja. A tego przede wszystkim domagają się panie, które złożyły skargę. We wtorek na posiedzeniu komisji zdrowia rady powiatu wraz z adwokatem podkreślały, że w domu dzieje się źle i trzeba go zamknąć.
Dyrektor Więckowski przyznaje, że nie wyobraża sobie, by zabrać stamtąd dzieci.
- Większość z nich przebywa w tym domu już dziesięć lat, czyli dwie trzecie swojego życia. Jeśli będzie trzeba, to oczywiście znajdziemy im nowe domy.
Taka decyzja może zapaść po kontroli Urzędu Wojewódzkiego z Łodzi, o którą w tym tygodniu poprosił starosta Piotr Kagankiewicz.

Sprawą zajmą się też radni powiatowi
Skarga na działalność domu dziecka w Luboszewach trafiła także do biura rady powiatu i tu okazało się, że z jej treścią... radni nie mieli szansy się zapoznać, bo pismo przewodniczący rady Mirosław Zieliński skierował do zarządu powiatu, a następnie sam na skargę odpowiedział.

Kiedy jednak rada została powiadomiona o piśmie, sprawa trafiła na obrady komisji i radni nie kryli oburzenia, że o sprawie nie zostali wcześniej powiadomieni.

W efekcie, wczoraj radni na sesji podjęli uchwałę o skierowaniu sprawy do komisji rewizyjnej.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tomaszowmazowiecki.naszemiasto.pl Nasze Miasto