Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tradycje wielkanocne w Tomaszowie i Opocznie

Joanna Dębiec
Twórczyni ludowa Zofia Pacan z córką Katarzyną wkłada kraszanki do święconki.  W ich domu zachowuje się  bogate, opoczyńskie tradycje
Twórczyni ludowa Zofia Pacan z córką Katarzyną wkłada kraszanki do święconki. W ich domu zachowuje się bogate, opoczyńskie tradycje Andrzej Wdowski
Wyścigi furmanek, strzelanie z karbidu, wrzucanie dziewcząt do Pilicy i chodzenie z pijanym kogutem po chałupach... tak mieszkańcy naszego regionu świętowali Zmartwychwstanie.

Po tygodniach postu, nadchodzą wreszcie radosne święta Wielkiej Nocy, które choć u najmłodszych przegrywają z obfitym w prezenty Bożym Narodzeniem, dla katolików są momentem kulminacyjnym w całym roku liturgicznym. W okolicach Tomaszowa i Opoczna nadal kultywuje się piękne, wielkanocne obyczaje. Niestety wiele z nich odchodzi w zapomnienie...

W Wielki Piątek lub Sobotę częstym zwyczajem było urządzanie tzw. pogrzebu postnego żuru. Polegał on na przygotowaniu przez dorastających chłopców mieszaniny z resztek żuru, nieczystości i odchodów ludzkich i zwierzęcych, której część, pozorując pogrzeb, zakopywali w polu, a część służyła do smarowania drzwi w chałupach, zamieszkiwanych przez młode dziewczyny. Potem musiały zmywać cuchnącą maź. W Wielki Piątek, jak podaje Bohdan Baranowski w " Życiu codziennym wsi między Wartą a Pilicą w XIX wieku", kobiety obmywały również twarz w wodzie z rzek i strumieni, bo miała dobrze wpływać na cerę.

Przed świętami nie tylko sprzątało się gospodarstwa, ale też zdobiło domy. - Co roku robiło się nowego pająka ze słomy lub grochu. Wraz ze sznurami z bibuły pięknie stroił sufit- mówi Zofia Pacan, prezes oddziału Stowarzyszenia Twórców Ludowych z Bielowic.

Do najważniejszych tradycji wielkanocnych należy święcenie pokarmów w Wielką Sobotę. Dawniej do koszyczka obowiązkowo wkładało się jajka, kiełbasę, chleb, masło, sól, pieprz, chrzan, mięso i placek. Święconkę przystrajano zaś barwnymi pisankami, barwinkiem i borówkami. Wnosząc ją do domu mówiono " święconka do domu, robactwo z domu". Dziś pokarmy święcimy w kościołach, a kiedyś, jak wspomina pani Gabriela Binio ze Skansenu Rzeki Pilicy, której mama była twórczynią ludową, z koszyczkami chodziło się do domu bogatego gospodarza. W jej rodzinnym Zakościelu było to gospodarstwo państwa Kamińskich.
Poświęconych pokarmów nie można było zjeść przed wybiciem dzwonów kościelnych, obwieszczających Zmartwychwstanie, bo mogło się to zakończyć pojawieniem mrówek w domostwie.

Rezurekcja była polem do popisu dla młodych chłopców, którzy swą radość ze zwycięstwa Chrystusa nad śmiercią, wyrażali z wielkim hukiem. - Strzelało się głównie z karbidu - opowiada Andrzej Kobalczyk, dyrektor Skansenu Rzeki Pilicy, który pochodzi z Brzustówki. - Karbid brało się z Wistomu lub parowozowni - dodaje.

Do dziś na ziemi opoczyńskiej zachował się zwyczaj wyścigu, urządzanego po rezurekcji. Tyle, że wcześniej był to wyścig furmanek, teraz samochodów. Kto pierwszy dotrze po mszy do domu, temu najbujniej obrodzić ma owies.
Po powrocie z kościoła, przystępowano do uroczystego śniadania. Rozpoczynało się od dzielenia święconym jajkiem i składania sobie życzeń. Potem gospodarze święcili palmą gospodarstwo i pola.

Dyngus rozpoczynał się już w niedzielę po zmierzchu. Po wsi chodziły grupki tzw. dyngusiarzy, którzy za ładny śpiew dostawali jajka i placek. Dorosłych częstowano zaś wódką i kiełbasą. Im bardziej w dungus oblano wodą dziewczynę, tym większe miała powodzenie. - Chłopcy ustawiali przed naszym domem wiadra i czekali na wychodzącą pannę. Jeśli nie wyszła, potrafili wyjąć okna i tak dostawali się do środka - wspomina Gabriela Binio. Andrzej Kobalczyk pamięta zaś, że dziewczyny wrzucano nawet do Pilicy.

Lany poniedziałek aż do przewodniej niedzieli w okolicach Tomaszowa i Opoczna był czasem chodzenia "z żywym kurkiem po dyngusie". W innych stronach Polski obnosiło się kogutki pieczone z ciasta, lepione z gliny czy strugane z drzewa. Jak w publikacji "Z żywym kurkiem po dyngusie", pisał etnograf Tadeusz Seweryn, kogut wożony na dwukołowym wózku przez dwunastu chłopców, był symbolem aktywności męskiego pierwiastka. Przywiązany do delnicy głośno piał, bo pojono go alkoholem. Kurcorze śpiewali piosenki i oblewali wodą odwiedzanych.

Jajka zdobiło się też po świętach. Te jednokolorowe, robione przez dzieci, nazywały się kruckami. Owijały je w pończochę i gotowały w wodzie z łuskami z cebuli. Dziewczęta zaś w pierwszą niedzielę po Wielkanocy "pisały" kraszanki. O tym zanikającym zwyczaju w miesięczniku krajoznawczym "Orli lot" pisał Józef Warsicki. Panienki spotykały się u jednej z przyjaciółek i na jajkach, pisakiem ze zgiętej blaszki, wetkniętej w patyczek, który moczyły w gorącym wosku, kreśliły różne wzory. Potem gotowały je w wodzie z wiórkami drzewa brazyliowego. Dzięki temu jajka zyskiwały czarną, matową barwę.

Zapisane miejsca były zaś białe od wosku. Kraszanki, robione aż do Zielonych Świąt, dziewczyna dawała w prezencie kawalerowi, który oblał ją wodą w święta. - Jajek powinno być aż trzydzieści - informuje Zofia Pacan. - Potem chłopak zapraszał wybrankę na odpust św. Stanisława i kupował jej bursztyn - dodaje.

Według Tadeusza Seweryna, rola pisanek w Opoczyńskiem ma charakter erotyczny. Obdarowywanie się nimi to wabienie w celach seksulanych...

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tomaszowmazowiecki.naszemiasto.pl Nasze Miasto