Samochód godny urzędnika

Nadwozie typu limuzyna, przyciemniane szyby, biksenonowe reflektory z doświetlaniem łuków i ze spryskiwaczami, 17-calowe aluminiowe felgi, moc co najmniej 156 koni mechanicznych, podgrzewane i regulowane elektrycznie siedzenia z pamięcią ustawień, czujniki parkowania z przodu i z tyłu, 8 poduszek i kurtyn powietrznych, czujnik ciśnienia w oponach, dwustrefowa automatyczna klimatyzacja, systemy takie jak ABS, EBD, ASR, ESP - to tylko niektóre elementy z długiej listy wyposażenia samochodu, jakiego oczekują urzędnicy w tomaszowskim ratuszu.

W ogłoszonym przez urząd miasta przetargu na dostawę służbowego auta dilerzy samochodowi mogą składać oferty do 6 marca. Miejscy radni, przyjmując pod koniec ub. r. budżet Tomaszowa na 2012 rok, zgodzili się, by na wóz potrzebny do załatwiania urzędowych spraw wydano 120 tys. zł...
Oczywiście samochód może być tańszy, bo o wyborze oferty zdecyduje cena. Kwota graniczna pozwoliła jednak urzędnikom przygotowującym specyfikację istotnych warunków zamówienia puścić wodze fantazji. Dlatego w tomaszowskim ratuszu czekają teraz nie na standardowo wyposażony, nowoczesny samochód średniej klasy, jakim jeździ np. prezydent Piotrkowa Tryb. (peugeot 508 za 95 tys. zł), ale na auto wyposażone niczym limuzyna klasy premium.

We flocie urzędu są obecnie dwa samochody: 8-letni peugeot 407 i 12-letni citroen xantia. Dawniej auta były nawet cztery. W 2007 jedno przekazano do OSiR-u, a w 2010 roku peugeot 406 trafił do MOPS-u. Nic więc dziwnego, że w końcu zdecydowano się na zakup nowego samochodu. Pytanie tylko, czy przeznaczenie na ten cel 120 tys. zł i żądanie kosztownego, dodatkowego wyposażenia, ma wiele wspólnego z racjonalnym wydatkowaniem publicznych pieniędzy? Zwłaszcza, że - jak twierdzi Jakub Pietkiewicz, pełnomocnik prezydenta miasta ds. komunikacji społecznej i informacji - użytkowanie służbowych aut urzędnicy starają się "realizować przy minimalnym nakładzie środków finansowych", a wyjazdy prezydent-a i jego zastępców, to zaledwie ułamek wszystkich urzędowych podróży. Te często realizowane są poza Tomaszów - do Łodzi, Piotrkowa, Warszawy.

Listę wyposażenia, jakie zamówił urząd, pokazujemy ekspertowi zajmującemu się m. in. testowaniem nowych aut...
- Za 17-calowe alufelgi trzeba dopłacić, a mają one walor wyłącznie estetyczny, nie mają zaś wpływu na bezpieczeństwo. Dużo większe jest za to ryzyko uszkodzenia takich felg na dziurawych ulicach, a i opona na taką felgę jest znacznie droższa - mówi nasz rozmówca. - System kontroli ciśnienia w oponach to fanaberia, bo wymaga opon o specjalnym profilu, oczywiście droższych. Lampy biksenonowe przydają się, gdy dużo jeździmy nocą, ale mają je tylko najdroższe wersje aut i to klasy premium. Dopłata za nie to od kilku do kilkunastu tys. zł. Podgrzeweane siedzenia też są tylko w droższych wersjach. Jeśli autem jeździ jeden kierowca, elektryczne fotele z pamięcią ustawień to zbytek - dodaje.

Według Jakuba Pietkiewicza, urzędowe auto ma spełniać kryteria samochodu dla prezydenta, ale służyć też do innych celów. Za kierownicę wsiadać może nie tylko urzędowy kierowca, ale i prezydent i obaj wiceprezydenci.
- Nie chodzi o pozyskanie najtańszego auta na rynku, np. segmentu A, dodatkowo pozbawionego wyposażenia, ale osiągnięcie optymalnego kompromisu między jakością a ceną - wyjaśnia pełnomocnik prezydenta. Dodaje, że specyfikację zbudowano w oparciu o doświadczenie ze służbowymi autami, które poparto opinią eksperta z PZMot. - Wyposażenie zostało ocenione jako bądź to standardowe (chodziło o to, by dostarczono auto nie było z niego odarte) , bądź wpływające na bezpieczeństwo i komfort - dodaje Pietkiewicz.