Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ranni, pozrywane dachy - to bilans dwóch burzowych dni w okolicach Tomaszowa

Dagmara Kubczak, współpraca aw, wola, tyka
fot. Dariusz Śmigielski
Koszmar trwał zaledwie moment. Jednak rodziny z kilku niewielkich miejscowości w powiatach opoczyńskim i tomaszowskim zapamiętają go do końca życia.

To miał być dzień, jak każdy inny. Pani Teresa, mieszkanka wsi Zameczek w Opoczyńskiem, wyjechała tylko na chwilę. Wróciła do domu prawie odartego z dachu i do przerażonej córki.

- Tyle, co wyszłam - wspomina nieszczęsny dzień Teresa Pietras. - Wyjechałam na chwilę do rodziców. Nasza 16-letnia córka została wtedy sama w domu. Zaraz zadzwoniła, że dach nam zrywa. Szybko wróciliśmy z mężem. Ta ściana przy mnie się obalała - pokazuje na zawaloną ścianę szczytową budynku. - Patrzy się w telewizji, co ludzie przeżywają, ale przeżyć samemu, to... - pani Teresa kręci głową i milknie.

Wciąż zdenerwowana oprowadza nas po podwórku i pokazuje porozrzucane wszędzie mniejsze i większe kawały eternitu i dachówki.

- Tam hen w słomie, za stodołą leżał kawał dachu - patrzy w kierunku pola. - Teraz nie ma dachu i nie ma ściany.

Pozrywane lub uszkodzone dachy i budynki, to efekt nawałnicy jaka przeszła m. in. nad powiatem opoczyńskim w ubiegłą niedzielę. Tam mieszkańcy ucierpieli najbardziej. Porywisty wiatr, który szalał nad ich gospodarstwami, nie oszczędził co najmniej siedmiu domów i budynków gospodarczych. Jego siła dotknęła m.in. wsie Radzice Małe, Trzebinia, Zameczek i Sołek.

Prawdziwy horror przeżyli też właściciele domu w Radzicach. W chwili uderzenia nawałnicy oboje byli w domu. Poderwany dach zranił małżeństwo Tomczyków.

- Na górze otworzyły się drzwi, więc poszedłem je zamknąć - opowiada Roman Tomczyk. - Wtedy ostry podmuch zatrząsł dachem, a kolejne już go zerwały. Zaczęła się też walić ściana szczytowa.

Razem z żoną Marią rzucili się do ucieczki w ostatniej chwili. Prawdopodobnie elementy ściany raniły małżonków. Oboje zostali przewiezieni do szpitala.

- Pobiegłam pomóc mężowi przytrzymać te drzwi - mówi Maria. - To był moment, poleciał kawał dachu. To sąsiadka przytomnie szybko zadzwoniła po straż. My byliśmy w szoku.

Kobieta ma rozciętą głowę i założone trzy szwy. Stwierdzono też u niej lekkie wstrząśnienie mózgu. Z kolei jej mąż ma w trzech miejscach złamany palec u nogi. - Całe szczęście, że jesteśmy cali - mówi Maria. - Wszystko boli, biodro też potłuczone, ale będzie dobrze.

Dach jest do wymiany. Jeszcze we wtorek po południu wynajęta przez gminę firma sprzątała i zabezpieczała dom przed zalaniem. Poszkodowana rodzina w Zameczku szkody usuwała z pomocą strażaków. Najbardziej jednak mogła liczyć na pomoc własnej rodziny.

- Całe szczęście, że rodzinę mam jak się patrzy - z wdzięczności składa ręce pani Teresa. - Takiej, jak moja ze świecą szukać. Nawieźliśmy od niej, co kto miał. Pustaki też, a nawet plandeki moi bracia załatwili, bo okazało się, że strażacy swoich nie mieli. Gdyby nie rodzina, to tylko wziąć sznurek i powiesić się. To co człowiek ma, to kropla w morzu - dodaje przejęta. - W ciągu minuty nie ma dachu, nie ma nic, a dom stawiałam dwa lata i włożyłam w to niemałe pieniądze. A teraz skąd pieniądze wziąć? - pyta. - Mam dzieci, które idą do szkoły. Usiąść i płakać.

U Tomczyków w Radzicach też się nie przelewa.

- Mąż zarabia obecnie nieco ponad 700 złotych w Gerlachu, a mnie kończy się trzymiesięczna umowa - wylicza pani Maria. - Musimy się nagimnastykować, żeby związać koniec z końcem. Ważne, że w domu jest cicho i spokojnie.

Naprawa wszystkich szkód będzie kosztowna. Pomoc w odbudowie obiecuje gmina. Najgorsze dla poszkodowanych jest jednak to, że nie mogą rozpocząć odbudowy...

- Szczyt bezczelności - ubolewa pani Teresa. - Muszę na papierek czekać i dopiero mogę ruszyć z budową. Pogoda nie wybiera, a ja muszę czekać, bo takie są procedury.

- Myślę, że w takich sytuacjach, to powinno trwać najwyżej dwa, trzy dni i ruszać z robotami, a w międzyczasie załatwiać resztę formalności - wtóruje żonie mąż Roman.

Zaraz po zdarzeniu u państwa Tomczyków pojawił się burmistrz Drzewicy Janusz Reszelewski. - Musimy wykonać ekspertyzę i projekt budowlany, a następnie cały dach przebudować. Ponieważ państwo Tomczykowie są ludźmi niezamożnymi, gmina sfinansuje tę inwestycję - deklaruje burmistrz.

Porywisty wiatr zerwał lub uszkodził dach nie tylko u państwa Tomczyków i Pietrasów. Poważnie uszkodził również domy i obiekty inwentarskie m. in. w miejscowościach Trzebinia w gminie Drzewica oraz Sołek w gminie Opoczno. W Trzebini z budynku domu zamieszkałego przez wieloosobową rodzinę wiatr zrzucił eternit. Na szczęście, nikomu nic się nie stało. W Sołku zerwana została blacha na budynku plebani. Strażacy już ją przymocowali.

Wszystkie uszkodzone obiekty wizytował Tadeusz Zdulski, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Opocznie. Stwierdził, że w przypadku budynków w Radzicach Małych i Zameczku, konstrukcje dachowe wykonane zostały z niewłaściwych materiałów, a co gorsza - niezgodnie ze sztuką budowlaną. - Ludzie mogą w domach jednak mieszkać, bo to dotyczy poddaszy nieużytkowych - mówi inspektor Zdulski. - W obu przypadkach konieczna jest specjalistyczna ekspertyza aby można było dachy całkowicie przebudować. Wszystkie uszkodzone obiekty od razu zabezpieczone zostały przez strażaków z Państwowej Straży Pożarnej w Opocznie i przez druhów - ochotników z miejscowych jednostek OSP.

Podczas ostatniej wichury strażacy interweniowali co najmniej kilkadziesiąt razy. Spieszyli z pomocą nie tylko ludziom, których domy zostały zniszczone. Usuwali również wiele drzew powalonych na drogi gminne i powiatowe. Udrożnili ruch m. in. w Sołku, Parczówku, Mroczkowie Gościnnym, Ostrożnej i Stużnie.

Wichury, które w niedzielę i poniedziałek krążyły także nad powiatem tomaszowskim nie oszczędziły rodziny Witwickich, których dom stoi daleko w polu między Liciążną a Rzeczycą.

- Patrzyliśmy, jak na niebie gromadzą się ciemne chmury, nagle zaczęło coraz mocniej wiać. Po chwili wiatr poderwał blachę z domu i przenisło kilkadziesiąt metrów dalej na działkę sąsiadów. Szczęscie, że nikomu nic się nie stało, bo jeszcze wiele osób było na podwórku - wspomina pan Stefan.

Na miejsce szybko przyjechali strażacy, sąsiad przyniósł plandekę, a dom udało się zabezpieczyć zanim naprawdę zaczęło lać. - Poddasze jeszcze nie było zagospdodarowane, bo dom cały czas jest na ukończeniu. Obok stoi nasza stara chałupina, jej chyba nic nie ruszy - żali się pan Stefan.

Mieszkańcy podpiotrkowskiej gminy Gorzkowice już dwukrotnie odbudowywali domy po przejściu trąby powietrznej. Dziś ciężkie chmury i zapowiedzi burz wywołują strach, jakiego wcześniej nie znali. Nadciągająca w miniony poniedziałek nawałnica w ciągu kilku chwil wyludniła ulice Gorzkowic, ludzie w pośpiechu chowali się do domów, zamykali okna.

Władze gminy zamierzały zamówić ekspertyzę, która odpowie na pytanie, dlaczego burze tak szaleją nad jej terenem, ale ostatecznie zamiast tego zainwestowano w dobrze wyposażony magazyn kryzysowy i system powiadamiania sms-em o nadciągającym niebezpieczeństwie. Do systemu zalogowało się już blisko 600 mieszkańcow gminy.

- W poniedziałek już po raz czwarty rozesłaliśmy ostrzeżenie o możliwym niebezpieczeństwie - mówi Iwona Kadir, sekretarz gminy Gorzkowice.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tomaszowmazowiecki.naszemiasto.pl Nasze Miasto