18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zygmunt Korgól - milicjant, który zabijał z zimną krwią. Pierwszy skazany na karę śmierci przez Sąd Wojewódzki w Piotrkowie [ZDJĘCIA]

Marek Obszarny
Marek Obszarny
Zygmunt Korgól wskazuje miejsce, w którym ukrył się, by podsłuchać, czy strażnik koła łowieckiego Bolesław Sz. rozpoznał go, gdy przejeżdżał motocyklem
Zygmunt Korgól wskazuje miejsce, w którym ukrył się, by podsłuchać, czy strażnik koła łowieckiego Bolesław Sz. rozpoznał go, gdy przejeżdżał motocyklem Marek Obszarny/akta SO w Piotrkowie Tryb.
Wyrok kary śmierci na Zygmunta Korgóla ogłoszony 13 września 1978 roku, a uprawomocniony wyrokiem Sądu Najwyższego 24 stycznia 1979, jest pierwszym orzeczonym i wykonanym przez, utworzony po reformie administracyjnej kraju w 1975 roku, ówczesny Sąd Wojewódzki w Piotrkowie Trybunalskim. Oto historia, która - wydawałoby się - przyzwoitego, młodego człowieka zaprowadziła na stryczek. Do zbrodni, za które go skazano, doszło niemal dokładnie 43 lata temu, w okresie pierwszych komunii świętych, w maju 1978 roku.

Zygmunt Korgól - milicjant, który zabijał z zimną krwią. Pierwszy skazany na karę śmierci przez Sąd Wojewódzki w Piotrkowie [unikatowe ZDJĘCIA]

Zygmunt Korgól, rocznik 1952; pochodzenie społeczne: chłopskie; wykształcenie: zasadnicze zawodowe; zawód wyuczony: mechanik maszyn rolniczych; zawód wykonywany: funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej. Stan rodzinny: żonaty, ojciec 10-miesięcznego dziecka. Opinia środowiskowa: w miejscu zamieszkania cieszył się dobrą opinią, nie stwierdzono, by posiadał jakiekolwiek nałogi. Powieszony 24 sierpnia 1979 w Areszcie Śledczym przy ul. Stokowskiej w Łodzi. W przeddzień swoich 27. urodzin.

W domu państwa Sz.

Piątkowa noc była ciepła, księżycowa. Państwo Sz. z Woli Życińskiej w gminie Wielgomłyny (obecnie powiat radomszczański) szykowali komunię córki Beatki. Wieczorem gospodarz, Bolesław Sz., strażnik koła łowieckiego "Jeleń", przywiózł z Krzętowa wędliny na niedzielną uroczystość. Próbowali ich wieczorem wraz z rodziną, która przyjechała w gości.

Dzieci bawiły się na podwórku przed stodołą w świetle 100-watowej żarówki. Dorośli siedzieli przy stole w kuchni przy otwartym oknie. Wtedy padł pierwszy strzał. Dochodził od strony mostka na rzece. 9-letnia Beatka przybiegła po ojca.

- Tata, Marek cię woła - oznajmiła.

Marek był narzeczonym Krystyny M., sąsiadki państwa Sz. Za dwa tygodnie mieli wziąć ślub. Tego wieczora ustalali listę gości na wesele. Pan Bolesław wyszedł sprawdzić, o co chodzi.

- Tatuś wyszedł w zielonej marynarce, jaką nosi strażnik koła łowieckiego, na głowie miał czapkę. Poszli razem z Markiem N. Wtedy usłyszałam odgłos przypominający strzał, a strzały słyszałam nie raz, bo tata miał dubeltówkę.

Od strony mostka koło domu przejechał motocykl. Miał wyłączone światła. Pięć minut później Beatka widziała, jak ojciec z Markiem przebiegli koło domu.

- Razem z bratem Piotrkiem chcieliśmy biec za tatą, lecz kazał nam wracać do domu - relacjonowała.

Wtedy widzieli go po raz ostatni.

Sz. gospodarowali na 6 hektarach, które pan Bolesław dostał po rodzicach. Mieli 18 lat małżeńskiego stażu i piątkę dzieci. Najmłodsi, bliźnięta Piotrek i Joasia, dzień po komunii Beatki, mieli obchodzić piąte urodziny.

12-letnia Mirka, oprócz strzałów, słyszała głos: "Teraz im nie przepuścimy", a za stodołą jeszcze jeden: "Nie wygłupiaj się, nie wygłupiaj się". Widziała błyski ognia. Myślała, że ktoś głuszy ryby.

Strzały za oknem

Zygmunt Korgól był synem znajomych państwa Sz. Pracował w MO od ponad 4 lat. Do komendy w Częstochowie, gdzie był pomocnikiem oficera dyżurnego, przeniesiono go z Życina (taka nazwa figuruje w aktach, prawdopodobnie jednak chodzi o Żytno - red.), po tym, jak piła tarczowa ucięła mu palec wskazujący prawej ręki.

Bolesław Sz. nie miał o nim dobrego zdania.

- Mąż często wspominał, że Korgól nielegalnie poluje na terenie łowieckim powierzonym mojemu mężowi - przypomina sobie Barbara Sz. - Podejrzewał go o nielegalne polowania z użyciem milicyjnego wozu.

Po tym, jak pan Bolesław, zawołany przez Marka N., wyszedł z domu, żona Barbara zajęła się kąpaniem dzieci. Przez otwarte okno wyraźnie usłyszała trzy strzały.

- Skojarzyłam, że mąż chyba odstrzelił psa przyprowadzonego przez Marka N.

Czekając na męża, zdrzemnęła się przy stole w kuchni. O trzeciej położyła się do łóżka, sądziła, że w tak ciepłą noc mąż poszedł spać na sianie w stodole. O siódmej poszła do rodziców Marka N. Tam go jednak nie było, a jego rodzice byli przekonani, że syn nocował u narzeczonej, Krystyny M.

- Nie robiłam alarmu, bo pomyślałam, że może spotkali się z kolegami, popili i gdzieś śpi.

Po dwunastej poszła do leśniczego. Poprosiła, by powiadomił milicję.

W sobotę mieszkańcy wsi wspólnie z milicjantami przeszukiwali okoliczny las. Bez skutku. W niedzielę leśniczy Nadleśnictwa Gidle Andrzej Sztark 100 kroków od zabudowań państwa Sz. znalazł na drodze łuskę od pocisku z pistoletu...

Polowanie na kłusowników

Piątek 19 maja 1978 był prawdziwie wiosenny. Zygmunt Korgól o ósmej zakończył nocny dyżur i pojechał do domu. Po śniadaniu bawił się z dzieckiem. W południe wybrał się do sąsiada, który ubijał świnie. Pili wódkę. Potem, już gdzie indziej, jeszcze piwo i wino, a wieczorem znów u sąsiada poprawił wódką.

Wyjeżdżając o zmroku motocyklem WSK zabrał służbowy pistolet P-64 z sześcioma kulami w magazynku i karabinek sportowy. Kbks należał do Czesława S., społecznego strażnika koła łowieckiego "Górnik". Nie miał na niego zezwolenia.

Czesława S. zabrał po drodze na wspólne kłusowanie. Na łące zauważyli sarnę. S. oślepiał zwierzę reflektorem motocykla, a Korgól strzelał z kbks. Nie trafił.
W pobliżu mostku na rzeczce Lodówce zatrzymali się na widok błyszczących kocich oczu. Tym razem strzelał S. Celnie. Zabitego kota ułożyli na bagażniku i pojechali dalej.

Odgłos strzałów dotarł do mieszkańców pobliskich zabudowań. Marek N. wychodził właśnie od narzeczonej. Szedł do Bogusława Sz. ustalić adres chrzestnego, którego chciał zaprosić na wesele. Razem pobiegli w kierunku rzeki, skąd słychać było strzały.

Zobaczyli wueskę zbliżającą się do mostku. Bolesław Sz. próbował zatrzymać motocykl. Dawał znaki rękoma. Korgól rozpoznał w nim strażnika koła łowieckiego, ale nie był pewny, czy sam został rozpoznany. Minął zabudowania rodziny Sz., zostawił motocykl i stanął kilkadziesiąt metrów dalej. Ukrył się między drzewami. Chciał podsłuchać, czy po powrocie Sz. będzie opowiadał ludziom, kogo rozpoznał.

Bolesław Sz. z Markiem minęli zabudowania i miejsce, w którym ukrył się Korgól. Zobaczyli motocykl WSK. Wtedy milicjant nie wytrzymał napięcia - wyszedł zza drzew na drogę, wyciągnął z kabury P-64 i strzelił w górę. W śledztwie tłumaczył, że chciał przestraszyć idących, zawrócić ich z drogi. Bał się, że wyda się jego kłusownictwo.

- Panie Sz., to mój motocykl - zagaił niepewnie.
Bolesław Sz. przekazał maszynę koledze, a sam ruszył w kierunku Korgóla.
- Gliniarzu, myślisz, że ja się boję strzałów?
Korgól wyciągnął pistolet.
- Stój, bo strzelę!

Ale Sz. nie dał się zastraszyć. Zbliżył się do niego na jakieś trzy metry, zanim milicjant zdążył nacisnąć spust. Pocisk poszybował na wysokości brzucha, przeszył jamę brzuszną i uszkodził jelita. Jednak Bolesław Sz. nie ustępował, szedł dalej w stronę cofającego się Korgóla. Padł drugi strzał. Tym razem kula uszkodziła tętnicę i lewą komorę serca. Pan Bolesław przewrócił się na drogę.

Marek N. chwycił garść piachu i rzucił nim w Korgóla.

- Co ty się wygłupiasz? - zdążył tylko zawołać, zanim w jego ciele również utkwiły dwie kule z P-64.

Dopiero po głosie Korgól rozpoznał, do kogo strzela. Tak przynajmniej tłumaczył śledczym. Z Markiem N. znali się z ławy szkolnej...

Nie sprawdzał, czy żyją. Zagwizdał na Czesława S. "Położyłem dwóch" - oznajmił i namówił go, by przewieźć ciała w inne miejsce.

- Zwłoki posadziliśmy na siodełku w takiej pozycji jakby siedział żywy człowiek. Ja usiadłem na przodzie, a S. przytrzymywał je, żeby nie spadły z motocykla - relacjonował po zatrzymaniu.

Ciała złożyli 8 km dalej. Korgól przykrył je trawą.

Po powrocie do domu położył się w łóżku obok żony, ale do rana nie zasnął. Nazajutrz wyczyścił pistolet. Nie było ani jednej kuli. Chciał spiłować grot iglicy, by uniemożliwić identyfikację broni. Nie mógł się do niej dostać, zrezygnował.

Poniedziałek miał wolny od służby. Pojechał do lasu zakopać zwłoki. Uciął stylisko od szpadla, by zmieścić go pod kurtką. Na miejscu wykopał dół głęboki na 80 cm. Wciągnął ciała i zasypał. Małe wzniesienie przysypał suchą trawą.

Sąd: "Swego rodzaju premedytacja"

W czwartek 25 maja w pobliżu znalezienia pierwszej łuski odnaleziono kolejną. Obie przesłano do Zakładu Kryminalistyki Komendy Głównej MO w Warszawie. Korgól był tego dnia na służbie. Przyszedł do niego zastępca komendanta. Zabrał pistolet, by sprawdzić, czy jest "czysty".

Wieczorem naczelnik wydziału kryminalnego Komendy Wojewódzkiej MO w Piotrkowie Tryb., mjr Marian Cholewiński odebrał telefon z Warszawy. Nie było wątpliwości, że łuski odstrzelono z pistoletu Korgóla. Zatrzymano go około dwudziestej. Już następnego dnia rano pokazał, gdzie ukrył zwłoki.

Sąd nad Korgólem i S. zebrał się w niespełna cztery miesiące od zbrodni. Rozprawa była tylko jedna. Wyrok: winny. Kara łączna: kara śmierci z pozbawieniem praw publicznych na zawsze.

"Choć kara ta jest wyjątkową, winna mieć zastosowanie wobec sprawcy, który ze względu na swą wewnętrznie głęboko negatywną osobowość moralno-etyczną nie daje gwarancji właściwego współistnienia w społeczeństwie w sytuacjach konfliktowych, jakie nastręcza życie" - konkludował w uzasadnieniu sędzia Mieczysław Młodzik, przewodniczący składu orzekającego.

Według sądu, motywem była obawa przed ujawnieniem faktu kłusownictwa, przed kompromitacją. "Jego działania cechowała bezwzględność, wyrachowanie, a nawet swego rodzaju premedytacja" - ocenił.

Czesław S. za pomoc w ukryciu zwłok, kłusownictwo i nielegalne posiadanie karabinka kbks dostał 5 lat do odsiadki.

Rewizja adwokata Bohdana Kozłowskiego, który zarzucał wyrokowi błąd w ustaleniach faktycznych i rażącą niewspółmierność kary, okazała się nieskuteczna. Sąd Najwyższy uchylił jedynie orzeczoną przez Sąd Wojewódzki w Piotrkowie Trybunalskim publikację wyroku. Obawiał się "nieuzasadnionych negatywnych reperkusji społecznych pod adresem organów MO".

Po wyroku Korgól napisał z aresztu list do sądu. Wyznał: "Dla mnie samego znakiem zapytania jest, dlaczego to zrobiłem".

Zygmunt Korgól wskazuje miejsce, w którym ukrył się, by podsłuchać, czy strażnik koła łowieckiego Bolesław Sz. rozpoznał go, gdy przejeżdżał motocyklem

Zygmunt Korgól - milicjant, który zabijał z zimną krwią. Pie...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tomaszowmazowiecki.naszemiasto.pl Nasze Miasto