Zanim sąd udał się na naradę, obrońcy Włodzimierza B. w mowach końcowych mnożyli wątpliwości. Skupili się na bilingach, które - w ich mniemaniu - podważają przebieg zdarzeń ustalony przez prokuratora. Próbowali zdyskredytować wyjaśnienia niespełna 17-letniego w dniu zbrodni Michała L., jedynego z trzech oskarżonych, który przyznał się do współudziału w zabójstwie i obciążał pozostałych.
- 23 stycznia o godz. 11.30 Sebastian wykonał ostatnie połączenie - rozmowę z Anną Ch. Od rana do tej pory wykonał kilkanaście połączeń, a potem nagle cisza. Z jakiego powodu przestał nagle rozmawiać? Tego się nie da wytłumaczyć inaczej niż tym, że jego śmierć nastąpiła około 11.30 - ocenił adw. Marcin Hilarowicz (według oskarżenia stało się to pod wieczór), po czym nakreślił tezę, że Michała L. przy śmierci Sebastiana w ogóle nie było.
- Czy 17-letni chłopak jest w stanie spokojnie prowadzić rozmowy telefoniczne z matką dokonując takich rzeczy? Czy matka nie wyczuje, że stało się coś złego? Czy to możliwe, by popełniając takie czyny rozmawiał z dziewczyną? - pytał. - Karol S. zadzwonił do Michała 23 stycznia i pojechał po niego, żeby go odebrać z praktyk o 17.50. Jak więc od ok. 16 mógł być na Słonecznej? Jak to wytłumaczyć? Nie da się, bo jego tam nie było. Kluczowe jest więc pytanie: dlaczego Michał L. złożył takiej treści wyjaśnienia? Czy on jest arcyinteligentnym manipulatorem, czy też został arcyinteligentnie zmanipulowany? Przez kogo?
Motywacji samoobciążających wyjaśnień Michała L. (trudno o mocniejszy dowód), obrońca Włodzimierza B. doszukiwał się w opinii biegłego psychologa Janusza Tamilli, który wskazał, że Michała łączy silna emocjonalna więź z ojcem. Marcin Hilarowicz sugerował więc, że syn chciał go kryć.
- Gdyby ktoś zastanowił się nad kluczowym dowodem - bilingiem Michała L., wersja oskarżenia runęłaby jak domek z kart - twierdził adw. Hilarowicz, wnosząc o uniewinnienie swego mocodawcy.
Drugi z obrońców Włodzimierza B., adw. Michał Krysztofowicz, wskazywał na paradoks zacierania śladów krwi ofiary w miejscu zabójstwa, którym - wedle Michała L. - była przybudówka domu przy ul. Słonecznej w Opocznie (nie znaleziono tam śladów, które dałyby się zidentyfikować jako krew Sebastiana, były natomiast ślady krwi Michała L.), przy jednoczesnym pozostawianiu śladów krwi w innych miejscach, jak garaż czy fotel i dywan w pokoju.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
- W aktach jest wynik świecenia lampy (chodzi o testy metodą chemioiluminescencji - przyp. red.). To dowód, że coś tam było, ale nie wiemy co. Z opinii biegłego wynika, że potrzeba 10 litrów wody na każdą kroplę krwi, żeby nie dało się ustalić, do kogo należy krew. Zdrowy rozsądek każe się zastanowić, czy w zimie wlanie hektolitrów wody nie pozostawi żadnych śladów? Nie trzeba być biegłym, by wiedzieć, że tego rodzaju testy reagują ze środkami myjącymi i ich składniki zafałszowują obraz testu - próbował przekonywać adw. Krysztofowicz.
Przypomniał też wątpliwości dotyczące mechanizmu powstanie obrażeń - według relacji Michała, Sebastian był bity od tyłu kluczem hydraulicznym, podczas gdy obrażenia miał z przodu po lewej stronie twarzoczaszki (biegły nie wykluczył jednak, że powstały w opisany przez niego sposób po upadku ofiary).
- Uderzenia były zadane od przodu przez osobę praworęczną - wnioskował obrońca i podkreślał, że Włodzimierz B. nie miał żadnego motywu, by zabić Sebastiana.
- Tak kłamać jak on nas tu oskarża to jest nie do pomyślenia - mówił w ostatnim słowie Włodzimierz B. - Możecie mnie zabić, ale tego nie było i Roman J. też jest niewinny.
ZOBACZ TAKŻE: Oskarżony pokazuje ojcu ofiary środkowy palec
- Padłem ofiarą zmowy, wykorzystali perfidnie moje zaufanie - mówił z kolei Roman J., wskaując na Michała L., jego ojca Andrzeja L. i Annę Ch. (zeznania tych dwojga potwierdzają wersję Michała L.).
On sam powiedział tylko: - Bardzo żałuję tego, co zrobiłem, proszę o łagodny wymiar kary.
Sąd dał wiarę jego wyjaśnieniom, które - w przeciwieństwie do wyjaśnień pozostałych oskarżonych - ocenił jako konsekwentne, logiczne i spójne.
- Michał L. nie miał powodów fałszywie oskarżać pozostałych i siebie, nie mógł wiedzieć o szeregu szczegółów, które ujawnił, a które znajdują potwierdzenie w opiniach biegłych - podkreślił sędzia Sławomir Cyniak, przewodniczący składu orzekającego. Wskazywał, że Andrzej L., który jako pierwszy wyjaśnił, co się stało i namówił syna do wyznania prawdy, nie miał interesu obciążać syna, a Anna Ch. nie miała powodu fałszywie obciążać Romana J.
Wszystko działo się 23 stycznia 2012 roku. Sebastiana kluczem hydraulicznym zaatakował Roman J. Nieprzytomnego wrzucili do wanny, a gdy się ocknął, Michał L. i Roman J. przytrzymywali go, a Włodzimierz B. udusił. Ciało wrzucili do studzienki głową w dół. Nogi obcięli na wysokości ud, bo się nie mieściły. B. spalił je w piecu...
Poza karami więzienia (Michałowi L. sąd nadzwyczajnie złagodził karę) rodzinie ofiary zasądzono zadośćuczynienie - łącznie po 120 tys. zł od Włodzimierza B. i Romana J. oraz 30 tys. zł od Michała L.
Wyrok jest nieprawomocny. Obrońcy zapowiadają apelację.
O wyroku za zabójstwo Sebastiana Kulika czytaj także w środę w "Dzienniku Łódzim" oraz w piątek w tygodniku "7 Dni Tomaszów-Opoczno".
ZOBACZ TAKŻE: Proces o zabójstwo Sebastiana Kulika: - Ciało chciałem wrzucić do grobowca

szkolenie wojsko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?