Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wczoraj i dziś: Cierpieli w tajgach Sybiru

Joanna Dębiec
Płk Roman Stasiak, prezes Związku Sybiraków, przed pomnikiem W Hołdzie Zesłańcom Sybiru w Tomaszowie
Płk Roman Stasiak, prezes Związku Sybiraków, przed pomnikiem W Hołdzie Zesłańcom Sybiru w Tomaszowie Joanna Dębiec
17 września 1939 r. wojska sowieckie napadły na Polskę. Dla tysięcy ludzi rozpoczął się koszmar zsyłki na wschód. Obecnie 17 września jest Światowym Dniem Sybiraka

Każdy chyba wie, co stało się 1 września 1939, gorzej jest ze znajomością daty 17 września, stojącej w cieniu poprzedzającej ją rocznicy wybuchu II wojny światowej. Nie jest jednak, ani mniej ważna, ani mniej bolesna. 17 września na Polskę napadły wojska radzieckie. Konsekwencją agresji były masowe prześladowania narodowościowe na przyłączonych do ZSRR terenach wschodnich II Rzeczypospolitej, czyli aresztowania, osadzania w obozach koncentracyjnych, egzekucje i deportacje. Ich symbolem jest Sybir, o którym Ryszard Reiff , przewodniczący Związku Sybiraków w latach 1989 -2007, pisał, że "nie jest on pojęciem geograficznym, ale symbolem represji caratu, a później Stalina i jego pogrobowców wobec Polski i Polaków. Dlatego więzienia, obozy, zsyłki na całym terytorium ZSRR i polskie cierpienia z tym związane nazywamy Sybirem, a ofiary tego Sybiru -Sybirakami."

Polaków wywożono na wschód na długo przed wybuchem II wojny światowej. Zaczęło się do konfederacji barskiej. W maju 1768 r. caryca Katarzyna II wydała ukaz, na mocy którego wszystkich wziętych do niewoli konfederatów skazywano na zesłanie na Syberię. Nie wiadomo, ilu było ich dokładnie. Historycy podają liczby od 5 do 15 tys. Potem przyszły zsyłki m.in. za działalność w Towarzystwie Patriotycznym, za udział w powstaniach, manifestacjach narodowych, zaangażowanie w Stowarzyszeniu Ludu Polskiego i ruchu socjalistycznym...Na Syberię skazano m.in. Adama Mickiewicza, księdza Piotra Ściegiennego (mamy w Tomaszowie w Brzustówce ulicę jego imienia) i Waleriana Łukasińskiego (twórca m.in. Towarzystwa Patriotycznego). Wymieniać można długo, ale nie wolno zapominać, że los zesłańców dzielili też tomaszowianie.

Represje na mieszkańców Tomaszowa spadły choćby po klęsce powstania styczniowego w 1863r., w które czynnie się w mieście zaangażowano. Jak czytamy w monografii "Tomaszów Mazowiecki. Dzieje miasta" pod redakcją Barbary Wachowskiej jedną osobę skazano na karę śmierci, pięć na 15-letnią katorgę, a kilka na zesłanie w głąb Rosji bądź do rot aresztanckich. Historyk Ryszard Kotewicz podawał zaś konkretne nazwiska zesłanych po powstaniu na Sybir. Byli to - Bobrzyk, Michał Majewski, Karol Puchalski, Henryk Saare i Stanisław Wierzbicki.

W XX w. Syberia nadal była miejscem kaźni Polaków. Pierwsza masowa deportacja na wschód odbyła się 10 lutego 1940 r. Objęła głównie niższych urzędników i pracowników państwowych. W kwietniu zaczęto zabijać osadzonych w obozach w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku...

W Ostaszkowie zginął prawdopodobnie ojciec, mieszkającego w Inowłodzu, Romana Stasiaka, który od 1989 r. jest prezesem Wojewódzkiego Związku Sybiraków. Sam spędził w Kazachstanie pięć lat. Wywieziono go w czasie drugiej deportacji w kwietniu 1940 r. Przed wojną mieszkał w Stołupcach nad Niemnem. Jego ojciec miał przeszłość legionisty i pracował jako policjant. To wystarczyło, aby wywieźć jego rodzinę na wschód. Pan Stasiak przebył drogę przez tajgi i stepy Kazachstanu w kierunku miasta Karagandy. Mieszkał w ziemiance nad rzeką Iszym, gdzie łowił ryby. Pracował też przy wyrębie lasów łozowych i u miejscowej ludności.
- Ludzie nie byli tam źli, pomagali sobie nawzajem. Gorzej było z władzą, dla niej cały czas byliśmy wrogami ludu - opowiada kombatant. Wspomina też głód, pracę za marną zupę z pokrzyw czy mróz dochodzący do minus 50 stopni Celsjusza. - Żeby przetrwać ten straszliwy chłód trzeba było nacierać się śniegiem - mówi.

Po ogłoszeniu zbrodni katyńskiej sytuacja zesłanych stała się jeszcze cięższa, zwłaszcza dla tych , którzy mieli odwagę o niej wspominać. Roman Stasiak trafił do łagru, gdzie pracował m.in. przy wyrębie lasów. Widział śmierć z chłodu, głodu i ogólnego wycieńczenia organizmu. Paradoksalnie uratowało go wątłe zdrowie. Wrócił do kraju i zamieszkał w Łodzi. Przez jakiś czas dokuczały mu jeszcze malaria i szkorbut. Na nieludzką ziemię trafił też Wacław Olasikowicz (prawdziwe nazwisko Antoni Wacław Olasik), urodzony na Wołyniu, gdzie z Tomaszowa wyemigrowali jego rodzice. W 1922 r. Olasik przyjechał z rodziną do Tomaszowa, ale nie było mu dane spokojne życie. W Wilnie, gdzie uzupełniał wykształcenie, zastała go wojna. Walczył w kampanii wrześniowej i był członkiem AK, a w 1945 r. aresztowały go władze radzieckie, wcielając do więzienia, a później wysyłając do obozu w Norylsku za Kręgiem Polarnym. Nie mógł nawet skontaktować się z rodziną. Uznano go za zaginionego. W książce pt. "Ścieżkami tułacza" opisał później swój ciężki los zesłańca. Po dotarciu do obozu zdziwił się, że nie widuje poznanych podczas transportu młodych więźniów. Okazało się, że "powaby ich młodego ciała wielu z nich uczyniły znośniejszym pobyt w obozie". Zostali kochankami swoich wysoko postawionych protektorów...

Wacław Olasik widywał za to wychudzonych więźniów, poszukujących jedzenia w śmieciach. Przeważnie byli to Ci, którzy przez niezdolność do pracy, otrzymywali niewielkie racje żywnościowe. Tomaszowianin pracował przy robotach remontowo-budowlanych, nawet wtedy, gdy podczas dwumiesięcznych nocy polarnych cały czas, 24 godziny na dobę, panowała ciemność. Najgorsze było jednak oczyszczanie obozu ze śniegu. Przez wiele godzin więźniowie nie mieli gdzie skryć się przed potężnym, ponad czterdziestostopniowym mrozem. Straszne były też purgi, czyli zapolarne zamiecie śnieżne, podczas których siła wiatru dochodziła do czterdziestu metrów na sekundę. Wiatr zapierał dech w piersiach i powalał ludzi z nóg. Wielu chorowało na szkorbut, nie pomagały nawet marne przydziały witaminy C. Częste wśród więźniów były też choroby serca. Olasik również cierpiał na szkorbut, ale wyzdrowiał i wytrwał do końca. Wolność odzyskał po siedmiu latach. U schyłku życia w 1988 r. powrócił do Tomaszowa, nigdy nie otrzymawszy zadośćuczynienia za doznane krzywdy.

Pamięć o zesłańcach pielęgnuje Związek Sybiraków, zrzeszający w Tomaszowie 60 osób, w tym podopiecznych Sybiraków (np. wdowy po nich). Dzięki ich staraniom mamy w Tomaszowie rondo Zesłańców Sybiru i pomnik Sybiraków przy skrzyżowania ulic Jana Pawła II, Zielonej i Langego. Ale grono, tak doświadczonych przez los, ciągle się zmniejsza. 9 września zmarł Sybirak Marian Lis z ul. Ujezdzkiej, który na nieludzkiej ziemi znalazł się mając zaledwie cztery lata. Pamięć o nim i innych Sybirakach umrzeć nie może...

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tomaszowmazowiecki.naszemiasto.pl Nasze Miasto