Po wyroku na jednym z funkcjonariuszy, który przed sądem w Tomaszowie zapadł na początku lutego, kolejni trzej strażnicy mogą stanąć przed sądem.
Piotrkowska prokuratura zarzuca Ryszardowi P., Wojciechowi M. oraz Tomaszowi W. niedopełnienie obowiązków, przekraczanie uprawnień i poświadczanie nieprawdy. Ich byłemu koledze Arkadiuszowi W. prokuratura udowodniła 980 czynów zabronionych, większość z nich to wystawianie mandatów za wykroczenia po terminie. Tamten proceder trwał przez trzy lata. Prawomocny już wyrok brzmiał: 3 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat, 3,6 tys. zł kary grzywny i pięcioletni zakaz pracy na stanowiskach straży miejskiej.
W przypadku zarzutów dla trzech kolejnych strażników prokuratura nie chce podawać jeszcze szczegółów, ze względu na dobro wciąż toczącego się śledztwa. Dziś nie wyklucza jednak kolejnych zarzutów, a być może nawet i kolejnych podejrzanych. Jak ustaliliśmy, najnowsze zarzuty dotyczą tym razem wystawiania mandatów niezgodnie z paragrafami, który łamali sprawcy wykroczeń. Przykład: zamiast mandatu za parkowanie na zakazie, obywatel płacił np. za to, że nie ujawnił, kto kierował pojazdem.
O tym, jak działa tomaszowska straż miejska, przekonał się jeden z mieszkańców, któremu strażnicy chcieli wypisać mandat za to, że nie odśnieżył chodnika wzdłuż posesji, co jego zdaniem było niezgodne z prawdą.
Do zapłacenia było 100 zł, ale nasz czytelnik odmówił przyjęcia mandatu i poszedł do sądu. W ciągu trwania procesu z notatek służbowych wyłaniał się obraz chaosu panującego w dokumentacji wykroczenia. Wynikało z nich m.in., że mieszkaniec stawił się w siedzibie straży, by wyjaśniać okoliczności wykroczenia... zanim jeszcze dostał jakiekolwiek wezwanie.
Ostatecznie po ponad roku trwania procesu strażnicy wycofali się z zeznań, a sąd umorzył sprawę.
- To pokazuje, jaki bałagan panował w straży i jak prowadzona była dokumentacja. Zastanawiam się tylko, ilu było takich mieszkańców, którzy nie dochodzili tego, na jakiej podstawie wystawiono im mandaty. Ilu dla świętego spokoju je zapłaciło? - ciekawy jest nasz czytelnik.
Podobnie jak pan Tomasz, także mieszkaniec Tomaszowa Mazowieckiego, który kiedyś zaparkował na zakazie w centrum miasta...
- Mandat dostałem po kilku miesiącach - wspomina. - Domyśliłem się, kiedy to miało miejsce, a ktoś powiedział mi nawet, że to już po terminie i żebym poszedł z tym do sądu, ale nie mam na to czasu i żeby mieć spokój zapłaciłem to sto złotych - mówi nasz czytelnik.
Jacek Gmaj, prezes Sądu Rejonowego w Tomaszowie, mówi, że liczba przypadków, gdy mieszkańcy kwestionują zasadność wystawienia mandatu i przychodzą do sądu, w Tomaszowie nie odbiega od podobnych statystyk w innych miastach. - To sprawy pojedyncze, dotyczą straży jak i policji - mówi prezes.
Choć piotrkowska prokuratura nie pozostawia złudzeń, że zarzuty wobec tomaszowskich funkcjonariuszy straży są poważne i jeszcze mogą ulec zaostrzeniu, miejscy urzędnicy zdają się bagatelizować problem. Prezydent Rafał Zagozdon nie mógł w środę skomentować doniesień z ostatnich dni, ale w rozmowie z reporterem jednego z portali przyznał, że o postawieniu zarzutów dowiedział się właśnie z mediów. W jego zastępstwie sprawę komentował Grzegorz Zań, wiceprezydent.
- Jesteśmy oburzeni zarzutami, choć z naszych informacji wynika, że nie są one poważne i dotyczą incydentów i względów proceduralnych - mówi wiceprezydent. - Sprawdzenie tej sytuacji pozostawiamy prokuraturze, bo to ona ma odpowiednie narzędzia i możliwości.
Wiceprezydent twierdzi, że po wyroku na pierwszego strażnika komendant straży został ukarany dyscyplinarnie. Jak? To już, zdaniem urzędników... tajemnica.
Sprawa zarzutów dla strażników wzbudziła też poruszenie wśród tomaszowskich radnych, którzy w środę mieli sesję.
- To bardzo niepokojące informacje. Myślę, że sprawą powinna się zająć komisja rewizyjna. Trudność polega na tym, że strażnicy to nie urzędnicy, ale służby porządkowe. Ich praca jest specyficzna, a my chyba nie dysponujemy narzędziami do ich kontrolowania - mówi radny Marcin Witko.
Tymczasem komendant Straży Miejskiej Piotr Remisz, podobnie jak w pierwszym przypadku, broni podwładnych.
- Arkadiusz W. pracował w straży od 1992 roku. Przez te lata uważany był za dobrego funkcjonariusza, nie mieliśmy z nim problemów - zapewniał nas komendant, gdy sprawa wyroku stała się faktem.
- To najlepsi nasi strażnicy - mówi dziś o trzech strażnikach, którzy usłyszeli zarzuty.
Po wyroku zapewniał, że sprawa dotyczyła jednego pracownika, który nie radził sobie z obowiązkami, a przełożeni nie zdawali sobie z tego sprawy. Dziś twierdzi, że przewinienia jego podwładnych, które zwróciły uwagę śledczych, mają charakter incydentów. - Nie chcę szerzej komentować sprawy zarzutów, bo postępowanie prokuratorskie trwa - ucina komendant.
W tomaszowskiej straży pracuje prawie 30 funkcjonariuszy i dwie osoby obsługi administracyjnej. W budżecie na 2011 r. zabezpieczono na ich utrzymanie 1,6 mln zł, a dochody z mandatów planowano na ok. 75 tys. zł.
Czy bezprawie panujące w straży może być przyczyną jej ewentualnego rozwiązania?
Sam prezydent mówił, że jeśli będą dochodziły dalsze sygnały o nieprawidłowościach w funkcjonowaniu straży, będzie rozważane przedstawienie radnym propozycji jej rozwiązania.
Radni w większości nie wyobrażają sobie zlikwidowania straży. - Nie chodzi o pieniądze, ale o porządek w mieście. Na pewno są inne rozwiązania niż likwidacja - uważa eden z radnych.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?