Kursanci wisieli na wysokości około 20 metrów i czekali na pomoc, która musiała przyjechać aż z Łodzi.
Ośrodek Szkolenia Aeromobilno-Spadochronowego w Leźnicy Wielkiej przeprowadza dzienno-nocne kursy podstawowe dla żołnierzy, którzy starają się uzyskać tytuł skoczka spadochronowego. W kursie uczestniczy 30 żołnierzy z różnych jednostek wojskowych.
Jednym z zadań kursantów jest nocny skok ze śmigłowca W3 - Sokół, z wysokości 400 metrów. Nie każdy poradził sobie z tym zadaniem. Dwóch żołnierzy podczas lotu z otwartą czaszą okrągłego niesterowanego spadochronu, zboczyło z kursu i zamiast na wyznaczonym polu, wylądowało w lesie.
Nie był to pierwszy raz, ale teraz spadochrony zaczepiły się tak wysoko, że jednego ze skoczków musieli ewakuować strażacy z Grupy Ratownictwa Wysokościowego w Łodzi. Choć na terenie jednostki działa wojskowa straż pożarna, nie była w stanie pomóc.
Spadochroniarze wylądowali w miejscu, gdzie jest duże zalesienie i błotniste podłoże, więc sprzęt nie mógł tam wjechać.
- Spadochroniarze zostali ewakuowani z wykorzystaniem metod alpinistycznych - mówi st. kpt. Arkadiusz Makowski, rzecznik prasowy wojewódzkiej straży pożarnej. - Do jednego spadochroniarza był lepszy dostęp, dlatego został ewakuowany za pomocą sprzętu z JRG Ozorków. W przypadku drugiego skoczka, konieczna była pomoc grupy wysokościowej.
Żołnierze mieli sporo czasu na przeanalizowanie swojego skoku spadochronowego, bo akcja ratunkowa trwała blisko trzy godziny. Po uwolnieniu z drzew, żołnierze zostali oddani pod opiekę ratowników medycznych, nie skorzystali jednak z pomocy.
Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
