Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tomaszów wczoraj i dziś: Zułówek, Kaczka i Wąwał - o zapomnianych koloniach pisze Andrzej Kobalczyk

Beata Dobrzyńska
Kolonia „Zułówek” na zdjęciu z końca lat 30.  Archiwum Barbary Kobackiej
Kolonia „Zułówek” na zdjęciu z końca lat 30. Archiwum Barbary Kobackiej
Zułówek, Kaczka i Wąwał, czyli zapomnianych przedwojennych ośrodkach kolonijnych w Tomaszowie pisze Andrzej Kobalczyk. Jeśli ktoś pamięta kolonie lub ma zdjęcia i pamiątki zapraszamy do kontaktu.

W notatce zamieszczonej na łamach łódzkiej gazety „Orędownik” w wydaniu z 30 czerwca 1937 roku można było przeczytać: „Kolonie i półkolonie dla dzieci. W bież. roku wysłanych zostało w okolice Tomaszowa 1.580 dzieci. Komitet pomocy dzieciom i młodzieży zorganizował kolonie w Zułówku dla 400 dzieci, a półkolonie dla 500 dzieci w Starzycach. Ubezpieczalnia Społeczna – kolonie wypoczynkowe w pięknej lesistej okolicy na Wąwale dla 300 dzieci, a w budynku straży pożarnej przy ul. P.O.W. półkolonie dla 200 dzieci. Fabryka Sztucznego Jedwabiu – kolonie w osadzie Kaczka dla 120 dzieci swych robotników oraz półkolonie dla 60 dzieci”.

Warto właśnie teraz - u progu wakacji, podążyć śladem tego anonsu, by przekonać się jak wiele różnorodnych działań podejmowano w przedwojennym Tomaszowie dla zapewnienia godziwego wypoczynku najmłodszym. Co ważne i znamienne, tymi staraniami obejmowano przede wszystkim dzieci z biedniejszych rodzin robotniczych – często niedożywione i zaniedbane. Znamienne jest i to, że troska o nie leżała na sercu nie tylko ówczesnym włodarzom miasta. Wymownie o tym świadczy historia pierwszego z wymienionych na wstępie ośrodka kolonijnego.

Zbudowano go w 1935 roku staraniem tomaszowskich działaczy Towarzystwa Przeciwgruźliczego na czele z ówczesnym lekarzem miejskim, a zarazem prezesem tutejszego Oddziału PCK – Witoldem Szyszkowskim. Chociaż ten wybitny lekarz i społecznik był związany z Tomaszowem zaledwie przez dziewięć lat (w 1939 roku przeniósł się do Warszawy, zginął w Katyniu), to jednak zostawił tutaj trwałą i wdzięczną pamięć. Niewątpliwie, jego niespożyta energia sprawiła, że do idei budowy tej kolonii włączył się szeroki ogół tomaszowian.

Świadczy o tym artykuł pod wymownym tytułem: „Ofiarny czyn społeczeństwa tomaszowskiego”, zamieszczony na łamach łódzkiego dziennika „Republika” z 26 maja 1935 roku. Napisano w nim: „Budowa kolonji letnich dla dzieci zagrożonych gruźlicą (…) posuwa się szybko naprzód dzięki wielkiej ofiarności robotników i kilku miejscowych przedsiębiorców”. Następnie podano, że Tomaszowska Fabryka Sztucznego Jedwabiu z dyrektorem zarządzającym – Michałem Hertzem ofiarowała na ten cel 3.400 zł oraz materiały do prac wykończeniowych przy całkowicie drewnianym obiekcie kolonijnym. Wykonali je bezinteresownie w warsztatach fabrycznych pracownicy działu budowlanego TFSJ.

Pracownicy i dyrektor Starzyckiej Fabryki Sukna ofiarowali na budowę „Zułówka” łączną kwotę 270 zł. Dodatkowo prezes zarządu tej firmy – Samuel Bornstein dołożył od siebie 100 zł na roboty wykończeniowe. Z kolei Fabryka Sukna, Dywanów i Chodników Aleksandra Müllera przekazała nieodpłatnie 200 nowych sienników jutowych. „Przypuszczalnie przy tak wielkiej ofiarności tutejszego społeczeństwa uda się kolonję wykończyć już w drugiej połowie czerwca” – wyrażała nadzieję łódzka gazeta.

Warto w tym miejscu wyjaśnić, że nowo zbudowana kolonia została zlokalizowana na należącym do miasta dziewiczym terenie leśnym przy wyjeździe z Tomaszowa koło wsi Zawada. Na wniosek doktora W. Szyszkowskiego już w trakcie budowy nadano jej nazwę „Zułówek” dla upamiętnienia zmarłego w maju tegoż roku marszałka Polski - Józefa Piłsudskiego. Była ona zdrobnieniem nazwy Zułowa na Wileńszczyźnie, miejsca jego urodzin. Sam doktor ofiarował na budowę kolonii sto złotych z własnej kieszeni.

Zgodnie z zapowiedzią tomaszowski „Zułówek” przyjął pierwszy turnus kolonistów z dniem 1 lipca 1935 roku, zaś uroczyste poświęcenie kolonii nastąpiło po upływie tygodnia. Jak podkreślono w relacji prasowej, dzieci znalazły się tam pod troskliwą opieką doktora Szyszkowskiego i higienistek. Do wybuchu wojny przez „Zułówek” przewinęło się kilka tysięcy dzieci z biedniejszych rodzin tomaszowskich. Również po wojnie funkcjonowały tutaj kolonie letnie, prowadzone jednak nie przez tomaszowskie, a łódzkie zakłady pracy. Dzisiaj na miejscu niegdyś ludnego i gwarnego ośrodka kolonijnego szumi las...

Kolonie na Kaczce...
Nie ma również śladu po wspomnianej na wstępie kolonii na Kaczce. Znajdowała się ona na skraju nieistniejącej już dzielnicy o tej nazwie, w rejonie dzisiejszej ulicy Piaskowej. Została otwarta we wrześniu 1928 roku pod oficjalnym szyldem: Uzdrowisko dla Dzieci przy Tomaszowskiej Fabryce Sztucznego Jedwabiu. W opublikowanym rok później sprawozdaniu uzdrowiska podkreślono, jak ważnym obowiązkiem moralnym i społecznym fabryki, zatrudniającej już wtedy 5 tys. robotników i urzędników, była opieka nad zdrowiem ich dzieci.

Do nowo zbudowanego uzdrowiska przyjmowano „…dzieci w wieku od 5-ciu do 14-tu lat, ogólnie słabo rozwinięte, zołzowate i ozdrowieńcy…” ,natomiast nie przyjmowano dzieci z otwartą gruźlicą. Zakład, sąsiadujący z sosnowym lasem, mieścił się w piętrowym, drewnianym budynku o powierzchni użytkowej 470 m kwadrat, odznaczającym się urokliwą, trochę kurortową architekturą. Przylegały do niego dwie obszerne, kryte werandy. Wyposażenie ośrodka było bogate i nowoczesne, jak na tamte czasy. Oprócz przestronnych sypialni, jadalni i sal do zabaw posiadał on dobrze wyposażony gabinet lekarski z własnym laboratorium, a także osobne pomieszczenia higieniczne i sanitarne. „Ponieważ głównem zadaniem Uzdrowiska jest wzmacnianie słabych organizmów dziecięcych, Zakład kładzie specjalny nacisk na odpowiednie, obfite i higjeniczne odżywianie, przebywanie na powietrzu, poobiednie leżakowanie i pielęgnowanie skóry przez kąpiele i natryski” – podkreślano we wspomnianym sprawozdaniu. Równie dużą wagę przywiązywano do zadań wychowawczych i oświatowych. Kuracja trwała tutaj średnio przez dwa miesiące. Podczas wakacji przyjmowano tutaj dzieci na miesięczne turnusy kolonijne.

Świetność dziecięcego uzdrowiska na Kacze zakończyła się we wrześniu 1939 roku, kiedy zajęło go niemieckie wojsko. Po wojnie zabudowania te były nadal użytkowane przez macierzystą fabrykę, ale już na inne cele. W latach 50-tych wykorzystywano je na hotel robotniczy. Z czasem opuszczone obiekty popadły w ruinę, a ich żywot dokonał się w II połowie lat 60-tych w związku z budową ulicy Wysokiej, przecinającej teren dawnego uzdrowiska.

Na kolonie jeździli także na Wąwał
Trzecia z wymienionych na wstępie kolonii o nazwie „Wąwał” także dawno przestała istnieć, choć w odróżnieniu od poprzednich co nieco po niej przetrwało. Została utworzona około 1920 roku przez tomaszowską Ubezpieczalnię Społeczną – popularną „Kasę Chorych” dla dzieci z biednych rodzin. Została usytuowana na wykupionej przez ubezpieczalnię 25-hektarowej parceli leśnej tuż za Niebieskim Źródłami. Formalnie tomaszowska kolonia znalazła się tuż za dochodzącą do źródeł granicą ówczesnego powiatu opoczyńskiego nieopodal gruntów wsi Wąwał. I to od niej, a nie od znacznie bliżej położonej tomaszowskiej osady Utrata, wzięto jej nazwę.

W sprawozdaniu tomaszowskiej ubezpieczalni za 1936 rok podano, że kolonię „Wąwał” tworzył kompleks budynków z sypialnią na 100 łóżek, bawialnią, kuchnią oraz pomieszczeniami dla personelu i dozorcy. Te w całości drewniane i nieogrzewane obiekty wykorzystywano tylko w okresie letnim na wakacyjne turnusy dla tomaszowskich kolonistów. Jak wspominali byli podopieczni i pracownicy tej kolonii, turnusy zaczynały się i kończyły obowiązkowym, wręcz rytualnym ważeniem dzieci. Musiały one do końca turnusu przybrać na wadze minimum cztery kilogramy, co dokumentowano grupowymi zdjęciami dzieciaków rozebranych do pasa.

Po II wojnie światowej „Wąwał” przejęła wielka cementowania „Wierzbica” koło Radomia, prowadząca tu przez wiele lat ośrodek kolonijny dla dzieci swoich pracowników. Przestał on działać w końcu lat 80-tych ub. wieku i przeszedł we władanie tomaszowskiego OSiR-u. Po upływie kilkunastu lat ośrodek sprywatyzowano, a jego mocno zdezelowane obiekty rozebrano.

Smutnego losu uniknął tylko budynek dawnej bawialni, którą w 2004 roku nowi właściciele ośrodka podarowali Skansenowi Rzeki Pilicy. Po przeniesieniu i pieczołowitej odbudowie ten unikatowy świadek historii tomaszowskich kolonii, będący również ciekawym przykładem tzw, architektury letniskowej, zaczął tutaj pełnić rolę sali wystaw czasowych. Można tutaj jeszcze poczuć klimat zapomnianych tomaszowskich kolonii…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tomaszowmazowiecki.naszemiasto.pl Nasze Miasto