Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ktoś pali śmieci w kominie byłego Wistomu. Ostatnio strażacy gasili pożar już dwa razy

Joanna Dębiec
Strażacy już wielokrotnie wzywani byli do płonących w kominie śmieci
Strażacy już wielokrotnie wzywani byli do płonących w kominie śmieci Beata Dobrzyńska
Niezabezpieczony komin byłego Wistomu regularnie zaczyna dymić. Kto i co tam pali? Nie wiadomo, bo właściciel terenu nie interesuje się swą własnością

Sto lat po powstaniu i czternaście po smutnym upadku, Zakłady Włókien Chemicznych Wistom znów dymią...

To jednak nie fabryka podjęła pracę, tylko nieznani sprawcy palą śmieci w jednym z jej kominów. Pożary, do których dochodziło już wcześniej, mogą się powtórzyć, bo teren, na którym stoi komin, nie jest zabezpieczony i każdy może tam wejść. Powinien zająć się tym właściciel działki, ale nikt nie podjął się nawet ustalenia, kto nim jest. Podobno jest to firma z Gdańska.

W ostatnim czasie komin palił się dwa razy. W gaszeniu pożaru 21 kwietnia brały udział trzy zastępy PSP i trzy OSP. W sumie aż 25 strażaków włączyło się do akcji. Nikt nie wyciągnął z tego zdarzenia lekcji, bo już kilka dni później, 27 kwietnia, ze 150-metrowego komina gęsty, czarny dym unosił się po raz kolejny. Znów akcja, znów na miejsce przyjechały wozy strażackie.

- Ogień gasiło wtedy 13 strażaków - informuje Dariusz Siara, starszy ogniomistrz z tomaszowskiej straży.

Sprawcy podpalenia śmieci w kominie nie są znani. Może są to złomiarze, a może młodzi poszukiwacze pirotechnicznych wrażeń.
- Obstawiam złomiarzy, którzy palą śmieci, aby dostać się do żelaznych elementów komina - mówi Adam Świderek, były pracownik Wistomu, mieszkający naprzeciwko dawnej fabryki.

Wyjaśnia, że wnętrze komina wyłożone jest łatwo palną żywicą. Podobne zdanie ma Zygmunt Dziedziński, który także pracował w Wistomie.
- Komin ma dysze wypełnione cewkami z łatwopalnym polipropylenem. Cewki obudowane są zaś metalem, który jest łakomym kąskiem dla złodziei - tłumaczy.

Płonący komin jest jedynym, do którego można wejść. Pozostałe zostały zabezpieczone. Na drugim wielkim kominie jest antena do monitoringu straży miejskiej. Samym terenem po Wistomie straż interesuje się już mniej. - Nie możemy wchodzić na prywatną działkę. To właściciel musi ją zabezpieczyć - tłumaczy Piotr Remisz, komendant straży.

Strażnicy nie podejmowali tam żadnych interwencji, bo nie mieli zgłoszeń. Czy jest ono konieczne, żeby sprawdzać niebezpieczny teren?
- Mamy tylko jeden samochód, więc nie jesteśmy w stanie patrolować wszystkich miejsc, gdzie występuje jakiś problem - dodaje Remisz.

Zapewnia jednak, że straż odszuka właściciela działki i wyegzekwuje zabezpieczenie komina. Przypomina też o interwencji w sprawie podpalanej Mazovii.
Budynek przy ulicy Barlickiego rzeczywiście został zabezpieczony, ale... najpierw problem nagłośniła nasza gazeta. Jak twierdzi Zdzisław Raczyński, pełnomocnik syndyka Wistomu, trudno zabezpieczyć teren po fabryce, a na pewno nie jest to zadanie syndyka. Ktoś jednak powinien się tym zająć, nim komin znów zacznie dymić.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tomaszowmazowiecki.naszemiasto.pl Nasze Miasto