Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sebastian Kulik mógł żyć, gdyby policja nie zwlekała - uważa rodzina zamordowanego

Andrzej Wdowski
Rodzice i brat mają ogromny żal do policji
Rodzice i brat mają ogromny żal do policji Andrzej Wdowski
Gdyby dwoje prowadzących śledztwo policjantów słuchało nas choć trochę, znaleźliby syna żywego już po trzech dniach, a nie dopiero teraz i w takim stanie - rozpacza Małgorzata Kulik z Opoczna, matka zamordowanego Sebastiana, którego ciało w okrutny sposób okaleczono. Policja nie ma sobie nic do zarzucenia. - Zrobiliśmy bardzo wiele - przekonuje.

Ciało 27-letniego byłego żołnierza 25. Brygady Kawalerii Powietrznej w Tomaszowie Mazowieckim znalazł 28 marca specjalnie wyszkolony do tropienia zwłok labrador, który ściągnięty został do Opoczna wraz z grupą ratownictwa specjalistycznego Ochotniczej Straży Pożarnej w Łodzi. Sprawca bądź sprawcy odrąbali lub odpiłowali od tułowia nogi. Ciało leżało w studzience przykrytej żelaznym włazem. Żeby je wyciągnąć, strażacy musieli odkopać studzienkę.

Jerzy Kulik, ojciec zamordowanego, który był na oględzinach zwłok, z trudem wydobywa słowa. - Czegoś takiego mogli dokonać wyjątkowi zwyrodnialcy - mówi. - Ciało było bez nóg i tak zmasakrowane, że tego nie da się opisać. - Ci, co tak okaleczyli naszego syna, to musiały być jakieś bestie - dodaje matka zamordowanego.

Makabrycznym odkryciem wstrząśnięci są mieszkańcy. Rodzina zamordowanego ma żal do prowadzących śledztwo. Jej zdaniem nie zrobili wszystkiego, żeby odnaleźć ich syna żywego.

- Nie brali żadnych naszych uwag czy sugestii pod uwagę - mówi Małgorzata Kulik, matka Sebastiana. - Cały czas próbowano nam wmawiać, że syn żyje i bawi się. Mówiono nam, że widziano go w różnych miejscach, nawet ostatnio w Krakowie. Dopiero jak 5 marca zwróciliśmy się o pomoc do Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi, sprawa nabrała tempa. Gdyby nas słuchali choć trochę, to syna znaleźliby żywego już po trzech dniach, a nie dopiero teraz i w takim stanie - płacze matka.

Policja odpiera zarzuty rodziny. - Już w początkowej fazie poszukiwań policjanci ustalili i sukcesywnie docierali do 26 osób, które utrzymywały kontakt z zaginionym - mówi Barbara Stępień, rzeczniczka policji w Opocznie. - W trakcie poszukiwań ustalano kolejne osoby. Zaginionemu zdarzało się wcześniej znikać na kilka dni z domu. Po wyjściu z zakładu karnego w październiku 2011 roku poznał właściciela posesji, u którego przebywał i pomagał mu w gospodarstwie.

- Przeszukania to były wycieczki, spacer po mieszkaniu, ale nie rzetelna robota - uważa matka zamordowanego. - Zwracaliśmy uwagę na wiele rzeczy, jak chociażby ślady krwi. Znalazłam ładowarkę, portfel syna. Cały czas jednak próbowano nam wmawiać, że syn żyje i bawi się w różnych miejscach.

Rodzina zwraca jeszcze uwagę na rodzinne powiązania właściciela posesji, na terenie której znaleziono zwłoki, z policją. Pracuje w niej aktualnie jego synowa, a wcześniej pracowała żona.
Policja zapewnia tymczasem, że poszukiwania były prowadzone zgodnie z procedurami i wszystkie wątki w sprawie były skrupulatnie sprawdzane i weryfikowane.

- Krew, o której mówi rodzina, poddana była badaniu i okazała się krwią królika - mówi Barbara Stępień, rzeczniczka opoczyńskiej policji. - Synowa właściciela posesji jest rzeczywiście pracownikiem cywilnym w naszej jednostce. Nie miało to jednak żadnego znaczenia ani wpływu na prowadzone poszukiwania. Użycie wcześniej psa wyszukującego zwłoki nie było możliwe ze względu na niską temperaturę.

Właściciel posesji przy ul. Słonecznej - jak się okazało - trafił 10 lutego do szpitala psychiatrycznego. Było to więc w czasie, gdy Sebastian Kulik był jeszcze poszukiwany.

W piątek cztery zastępy strażaków przeszukiwały zakamarki i krzaki przy posesji, na której znaleziono ciało byłego żołnierza. Szukano nóg. Na odcięte kończyny nigdzie jednak nie natrafiono.

W piątek przeprowadzono sekcję zwłok. Biegły miał stwierdzić, co było przyczyną zgonu i jak powstały obrażenia. Urszula Wiśniewska, prokurator rejonowy w Opocznie, odmawiała jednak jakichkolwiek informacji, zasłaniając się tajemnicą śledztwa.

27-letni Sebastian K. był wysokim, wysportowanym mężczyzną. Zniknął 22 stycznia 2012 r. Wyszedł z domu około godz. 17. Miał jechać w poszukiwaniu pracy do Warszawy. Nie nawiązał już kontaktu z rodziną. Najbliżsi najpierw sami go szukali. 30 stycznia jego zaginięcie zgłosili na policję. Poszukiwania nic nie dały.

Nieoficjalnie ustaliliśmy, że policja zatrzymała pierwsze osoby, które mogą mieć związek z tą sprawą.

Współpraca Marek Obszarny

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tomaszowmazowiecki.naszemiasto.pl Nasze Miasto