Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Fałszywy protokół prokuratora z Tomaszowa. Śledczy i policja ślepi na ślady zbrodni na Luboszewskiej

Marek Obszarny
Fałszywy protokół prokuratora z Tomaszowa. Śledczy i policja ślepi na ślady zbrodni na Luboszewskiej
Fałszywy protokół prokuratora z Tomaszowa. Śledczy i policja ślepi na ślady zbrodni na Luboszewskiej Naszemiasto.pl
Ciało Czesława Sz. leży ukośnie w poprzek wersalki, nogi zwieszone, stopy oparte o podłogę, ręce wzdłuż tułowia. Odchylona do tyłu głowa napuchnięta i aż czarna od zmian pośmiertnych. Na podłodze ślady przypominające krew, na twarzy brunatne zacieki, przypominające skrzepy krwi. Czerwonobrunatne rozbryzgi na kołdrze i ścianie przy wersalce. Na klatce piersiowej czerwona pręga...

Co najmniej tyle, nie licząc plam opadowych na ciele i smug dyfuzyjnych na rękach, widać gołym okiem na zdjęciach policyjnego technika.

Jednak w prokuratorskim protokole oględzin mowa już tylko o zmianach pośmiertnych: "Obrażenia ujawnione na zwłokach - brak (…)". "Dokonano penetracji lokalu, w wyniku czego nie ujawniono śladów mogących mieć bezpośredni związek ze zgonem (...)" - czytamy z kolei w urzędowej notatce policjanta.

Czy można było nie zauważyć tych śladów?
- Chyba nie da się nie zauważyć - przyznaje prokurator Robert Gdak z Prokuratury Rejonowej w Rawie Mazowieckiej.

Trzy dni i po sprawie

Śmierć Czesława Sz. (56 lat) nikogo specjalnie nie obeszła. W bloku socjalnym przy Luboszewskiej 71 w Tomaszowie Mazowieckim trudno o doborowe towarzystwo, a żona po 35 latach związku i zdradzie, odkrytej tydzień wcześniej, i tak miała go dość. Wyniosła się z domu do koleżanki, a gdy było po wszystkim, wyjechała do córki nad Bałtyk.

Lokatorzy z Luboszewskiej mówią o co najmniej trzech zgonach, do których doszło niewiele wcześniej - każdy w bliżej nieokreślonych okolicznościach. Poszły na konto śmierci z przepicia, od wynalazków. Podobnie sądzono o zgonie Czesława Sz., datowanym na 20 czerwca 2012 roku.

Słońce grzało wtedy niemiłosiernie i ciało szybko zaczęło się rozkładać. Cztery dni później, w niedzielę, żona przyjechała po rzeczy. Zdziwiły ją uchylone drzwi, a na widok męża pomyślała, że został pobity.

"Uderzył mnie dziwny fetor i zaduch. (...) W rozmowie z lekarzem lub prokuratorem wyjaśniono mi, że zmiany na ciele mogły nastąpić wskutek wysokiej temperatury. Dlatego uznałam zgon za naturalny" - zeznała Barbara Sz.

Lekarz pogotowia nie wykluczył udziału osób trzecich, bo zaawansowany rozkład zatarł ewentualne ślady na głowie.

Żona zeznała, że mąż miał nadciśnienie i arytmię. Dodała, że nadużywał alkoholu i od dawna nie miał przerwy w piciu. Do protokołu dodała: "Nie podejrzewam, że ktoś go zabił" oraz "nie żądam sekcji zwłok". To wystarczyło prokuratorowi. Odstąpił od zarządzania sekcji, ciało wydał rodzinie, a postępowanie umorzył trzy dni później "wobec niestwierdzenia znamion czynu zabronionego".
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Skakali po nim, kopali, bili

Sprawa zaczęła się komplikować pół roku później. W ręce policji w Rawie Mazowieckiej wpadł 31-letni Marcin Sz., podejrzany o rozbój, którego dopuścił się w tym mieście wspólnie z 25-letnim Rafałem J. Podczas przesłuchania przypomniał sobie także inne przestępstwa, w tym sprawę z Tomaszowa Mazowieckiego.

20 czerwca 2012 roku Marcin Sz. towarzyszył Rafałowi J. i jego znajomemu (41-letniemu Mariuszowi G.). Na Luboszewską 71 wspólnie pojechali taksówką.
- Trzeba mu raz a dobrze mordę obić - miał powiedzieć Rafał J.
- Trzeba z nim skończyć raz na zawsze - odparł Mariusz G.

Marcin Sz. nie chciał z nimi iść. Wyszedł na papierosa, gdy weszli do bloku. Wrócili po kwadransie. "Zastanowiło mnie, że szli dziwnie spokojnie, ale obaj byli zdyszani, jakby przebiegli nie wiadomo ile kilometrów". Zauważył, że mają krew na rękach i czerwone plamy na spodniach.

W taksówce opowiadali bez skrępowania, jak "gość" chciał uciekać z domu i dzwonić na policję (wtedy Rafał J. zabrał mu telefon: "Sz. na pewno już nigdzie nie zadzwoni" - relacjonował), ale złapali go za nogi i gdzieś zaciągnęli. J. chwalił się, że skakał "gościowi" po głowie i klatce piersiowej. Mariusz G. relacjonował, że bił i kopał. J. polecił spalić ubrania, by zatrzeć ślady.

Ten kurs zapamiętał też taksówkarz, choć szczegółów rozmów w aucie nie pamięta.

Okoliczności wskazane przez Marcina Sz. potwierdził Mariusz G. (potem zaprzeczał, twierdząc, że policjanci dosypali mu czegoś do kawy i nie wiedział, co mówi): "Jak pan Czesław podnosił się po upadku z podłogi lub wersalki, Rafał J. podbiegał do niego i zadawał uderzenie pięścią lub nogą. (...) Gdy leżał, wskakiwał mu jedną nogą na klatkę piersiową. Był bardzo pobudzony, agresywny, dziki". Na koniec - według tej relacji - Rafał J. chwycił butelkę po wódce i rzucił nią w głowę Czesława Sz. Pociekła krew.

Barbara Sz.: - Cała pościel na wersalce była zakrwawiona, wersalka była zakrwawiona. Na podłodze też były ślady krwi...

"Bo nie mamy koronera"

Po siedmiu miesiącach od zdarzenia, 23 stycznia 2013 roku, ekshumowano zwłoki Czesława Sz. Sekcja w Zakładzie Medycyny Sądowej w Łodzi wykazała sześć złamanych żeber. Przyczyny zgonu nie udało się jednak ustalić - zmiany pośmiertne były zbyt zaawansowane. Biegły stwierdził, że złamania mogły powstać podczas kopania lub uderzania pięściami.

Robert Gdak z rawskiej prokuratury oskarżył Rafała J. i Mariusza G. o zabójstwo. Proces przed Sądem Okręgowym w Piotrkowie rusza 20 listopada.

Sprawą niezrozumiałej decyzji prokuratora z Tomaszowa, który mimo przesłanek, wskazujących na konieczność zarządzenia sekcji zwłok, odstąpił od niej i umorzył sprawę, zajęła się Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie. Do rzecznika dyscyplinarnego przy Prokuraturze Apelacyjnej w Łodzi skierowała wniosek o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego. Uznała, że śledczy "dopuścił się oczywistej, rażącej obrazy przepisów prawa".

- W naszej ocenie nie ma podstaw do wszczęcia postępowania karnego - podkreśla Witold Błaszczyk z PO w Piotrkowie. Dodaje, że po wskazaniu przez naszego reportera sprzeczności między zdjęciami z miejsca zdarzenia a protokołem oględzin, postępowanie dyscyplinarne będzie rozszerzone o kwestię, czy protokół prawidłowo oddaje rzeczywisty obraz miejsca zdarzenia.

O celowym zaniechaniu, jego zdaniem, nie ma jednak mowy, bo biegły medyk odniósł się do zdjęć i nie znalazł na nich śladów, które dałoby się jednoznacznie zinterpretować. Nie znajduje jednak wytłumaczenia, dlaczego w ogóle ich nie opisano.

Młody śledczy z Tomaszowa (prokuratorem jest od 2011 roku) odmówił komentarza. Elżbieta Spiżewska-Cyniak, prokurator rejonowy w Tomaszowie, próbuje go usprawiedliwiać:

- Trzeba sobie zadać pytanie, dlaczego tak się dzieje? Może dlatego, że jesteśmy odosobnieni przy oględzinach, bo nie mamy koronera.

Trzeba zadać znacznie więcej pytań, choćby o to, ile podobnych spraw mogło pójść ad acta?

ZOBACZ TAKŻE:
Prokurator przeoczył zbrodnię

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tomaszowmazowiecki.naszemiasto.pl Nasze Miasto