Poinformowano w niej, że Wojskowy Sąd Okręgowy w Łodzi rozpatrywał sprawę mieszkańca Tomaszowa Mazowieckiego - Stanisława Mordaki, odbywającego w tym czasie zasadniczą służbę wojskową w jednym z pułków, stacjonujących w Łodzi. Żołnierz ten został oskarżony o pozbawienie życia Mieczysława Fijałkowskiego, zamieszkałego w Tomaszowie przy ulicy Rolanda (dzisiejsza ulica Gen. Józefa Hallera).
„Mordaka przyjechał na Święta Wielkanocne na urlop z Łodzi do Tomaszowa. Tu przed domem swoim w Wielki Piątek, zaczepiony został przez będącego w stanie podchmielonym, znanego w Rolandówce (podmiejska dzielnica Tomaszowa – dop. A.K.) awanturnika Fijałkowskiego, który chciał ugodzić żołnierza nożem. Mordaka działając w obronie własnej zadał cios Fijałkowskiemu bagnetem. Wkrótce po tym Fijałkowski zmarł. Przypadkowy zabójca stanął przed Sądem Wojskowym, który po rozpatrzeniu sprawy wydał wyrok całkowicie uniewinniający Stanisława Mordakę od winy i kary, zaznaczając w motywach, że miała tu miejsce obrona konieczna i nie została ona przekroczona” – donosiła łódzka gazeta.
Eksplozja w tomaszowskiej restauracji
Z wojskowym uzbrojeniem w rękach żołnierza - tym razem zawodowego, wiązało się także sensacyjne wydarzenie, do którego doszło w Tomaszowie osiem lat wcześniej. Na szczęście, nie spowodowało ono tragicznych skutków, choć miało nieoczekiwany i groźnie wyglądający przebieg. Donosił o tym „Głos Tomaszowski” w notatce zamieszczonej 25 czerwca 1929 roku. Opatrzono ją intrygującym, choć nie do końca odpowiadającym prawdzie tytułem: „Granat przy stoliku restauracyjnym”.
„W ubiegłą sobotę w restauracji Kunerta miał miejsce wypadek, który na szczęście nie spowodował tragicznych następstw. Do restauracji tej przybył z rodziną sierżant Wojska Polskiego Władysław Bernacki. W czasie, gdy przybyli zajęci byli spożywaniem kolacji, sierżantowi wypadł zapalnik od granata. Doszło do eksplozji, w wyniku której lekko ranna została córka Bernackiego” – napisano lakonicznie w prasowej notatce.
Wielce zastanawiające w tej historii jest to, w jakim celu zawodowy podoficer nosił przy sobie niebezpieczny zapalnik od granatu. Dlaczego zabrał go ze sobą na rodzinną kolację w restauracji? Czy był to tylko wynik niefrasobliwości sierżanta Bernackiego? Niestety, na te pytania tomaszowska gazeta nie odpowiedziała.
Warto dodać, że wymieniona wcześniej restauracja, należąca do Genowefy i Alberta Kunertów, znajdowała się wtedy przy ul. Jeziornej 25 (dziś - ul. Farbiarska).
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?